Najgorsza jest obojętność. Nawet jeśli przynosi tymczasowo dobre owoce (tolerancja), to w dłuższej perspektywie jest zabójcza dla istnienia w miarę choćby moralnego społeczeństwa. Tysiąc razy bardziej wolę zaawansowanych bigotów, węszących wokół cudzego życia plotkarzy, agresywnych moralistów, nadgorliwych faryzeuszy, a nawet samozwańczych mścicieli niż ludzi obojętnych na los innych, nikogo nie oceniających, nie widzących potrzeby walki ze ZŁEM.
Czym jest ZŁO? Każdy może mieć inną definicję. To bardzo subiektywne. Dla mnie zło jest przede wszystkim celową krzywdą niewinnych ludzi (i czasem zwierząt). Takie właśnie postrzeganie moralności stanowi dla mnie podstawę wszystkich moich zasad: „Nie krzywdź celowo niewinnych ludzi (i zwierząt)”. Jest to kompletnie odmienne od Chrystusowego „Kochaj bliźniego swego jak siebie samego” oraz „Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe”. Chrystus nakazywał każdego kochać i każdemu wybaczać.
Dlatego – między innymi – ja NIE jestem chrześcijanką. Nie uważam ludzi za równych sobie, bardzo często oceniam, osądzam, a nawet potępiam bliźnich. Oceniam też samą siebie. Każdy ma jakieś wady, czymś grzeszy, ma nieczyste sumienie. Wszystko jednak opiera się na pytaniu, jak dużo czynimy tego zła. Jest różnica pomiędzy drobnym złodziejaszkiem a oszustem niszczącym życie tysiącom ludzi; pomiędzy chamem prowokującym do bójki w barze a seryjnym mordercą; pomiędzy poliamorystą żyjącym w nieobyczajnych konfiguracjach a pedofilem. Jeśli nie oceniasz, nie osądzasz, nie potępiasz ZŁA, ba, jeśli uważasz, że można oceniać, osądzać i potępiać jedynie czyny, a ludzi już nie wolno – to w mojej ocenie jesteś człowiekiem niemądrym, słabym, a nawet zbydlęconym. Niestety, pobłażanie ludziom złym prowadzi do eskalacji zła. Dlatego tutaj, w tym doczesnym życiu, osądzamy i KARZEMY za złe uczynki.
Czasami możemy się w swoim ściganiu zła tak zapędzić, że sami stajemy się bestiami. Niewątpliwie jest to pewien problem – zarówno dla jednostek, jak i dla całych społeczeństw. Czy można tego uniknąć? Nie do końca. Poczucie moralnej słuszności to potężna siła. Jedyne, co można robić, to słuchać własnego sumienia i samemu zwalczać to, co podłe i głupie. Ale wówczas i my ryzykujemy, że opęta nas iluzja praworządności i szlachetności. Wolę jednak taki właśnie świat, niż pozorną utopię cechującą się wszechobecną ultratolerancją, która zabrania osądzać i nakazuje szanować każdego. Czy warto szanować tych, którzy według NAS czynią zło? Oczywiście, że nie. Nie warto ich nawet tolerować. Ale obecnie szaleje zaraza chrystusowego powiedzonka „Nie sądźcie”. Mam nadzieję, że wkrótce z tego wyrośniemy.
Naturalnie warto pamiętać, że wszystkie nasze zasady moralne są subiektywne, względne i oparte w głównej mierze na uczuciach (wyższych). Nie wypowiadamy się w imieniu Boga ani nawet społeczeństwa, tylko własnego widzimisię. Dlatego nie ma co narzekać na wszechobecne konflikty, krzyki oburzenia, etyczne wzmożenie, którego akurat my nie podzielamy. Każdy decyduje sam za siebie, jak postąpi.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo