Mam naprawdę niezłą pracę. Niezłą, czyli jaką? Ano, szalenie prostą (nawet małpa potrafiłaby ją wykonywać) plus dowolne godziny roboty (sama decyduję, ile pracuję). Minusem jest pensja, ale to chyba oczywiste, że za takie coś należy się minimalna. Zwykle nie pracuję dużo, ot, tyle, ile dam radę. Czy mam zatem prawo narzekać, że nie zdołałabym utrzymać siebie i dziecka z dwóch trzecich najniższej krajowej? Chyba nie. Gdybym pracowała w pełnym wymiarze godzin, może byłoby to możliwe. Rzecz w tym, że mamy jeszcze długi, kredyty i pożyczki.
Nie jestem w tym odosobniona. Mnóstwo Polaków żyje od pierwszego do pierwszego (względnie – dziesiątego). Branie zapomóg, chwilówek, zadłużanie się – jest na porządku dziennym. Czy da się w tym kraju utrzymać z jednej pensji całe gospodarstwo domowe? Czy Wam się to udaje?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo