Po raz kolejny bloger ZetJot poruszył kwestię wolnej woli, więc pomimo iż już kiedyś o tym pisałam, pozwolę sobie na krótki dodatek. Dla ZetJota wolna wola i sumienie są właściwościami jedynie chrześcijan. Czy jest tak naprawdę? Przeczytajmy artykuł z chrześcijańskiego portalu:
Wolna wola lub jej brak mogą być w obu przypadkach jedynie przedmiotem wiary. Dla teisty to nie problem ale dla ateisty już tak gdyż z reguły wierzy on, że brak podstaw do uznania czegoś za prawdę jest wystarczającym powodem do odrzucenia tego. Aby stwierdzić, że wolna wola na pewno nie istnieje ateista musiałby mieć wszechwiedzę o procesach związanych ze świadomością. A tego też nie ma. Samo stwierdzenie, że wolna wola jest czymś nieuchwytnym nie dowodzi jeszcze, że ona nie istnieje. Ateista popełnia tu błąd logiczny argumentum ad ignorantiam.
Bez wolnej woli i sumienia nie ma ŻADNEJ odpowiedzialności za swoje czyny, a ta istniała przecież zawsze w KAŻDEJ kulturze. Mylę się? Czy istniała kultura, w której przyjmowano, że jednostka nie jest odpowiedzialna za swoje czyny? Chyba nie. Czy zatem bloger ZetJot nie rozumuje trochę jak ci ateiści? Czy wolna wola, pomimo iż może nie istnieć na poziomie naszej biologii, nie była uznawanym konstruktem społecznym wszędzie i w każdej epoce? A czy sumienie – czyli WEWNĘTRZNE rozeznanie, co jest dobre, a co złe – nie istniało na długo przed chrześcijaństwem? To nie są pytania bezzasadne, gdyż znalezienie prawidłowych odpowiedzi może oznaczać odmienne spojrzenie na całą naszą cywilizację.
Co do mnie, to porzuciłam chrześcijaństwo bardzo dawno temu, kiedy zorientowałam się, że moje WŁASNE rozeznanie dobra i zła nie pokrywa się z nauką Kościoła. Czy to oznacza, że moje sumienie błądzi? Albo że nie mam sumienia? Jeśli tak, to oznacza to, że jestem osobą amoralną, jak zwierzę. Tym samym nie mogę grzeszyć. :) Czy jednak wewnętrzny „głos”, jaki „słyszą” chrześcijanie, jest inny od tego, który ja „słyszę”? Czy ich poczucie winy i wstydu jest jakościowo inne niż moje?
Dodam, że według mojego mniemania źródłem wiedzy o tym, co dobre, a co złe, nie mogą być (wyłącznie) normy społeczne, gdyż te są inne dla każdej kultury, a ponadto zmieniają się w czasie. Czy człowiek mający skrajnie odmienne spojrzenie na moralność niż większość społeczeństwa, jest złym/głupim osobnikiem? Wówczas musielibyśmy uznać nonkonformizm za coś złego. Wydaje mi się, że jest to dość złożone zagadnienie, któremu warto się przyjrzeć. Ja twierdzę, że należy słuchać własnego sumienia i rozumu, przynajmniej dopóty, dopóki ktoś inny nie udowodni nam, że się mylimy. Bezmyślne podążanie za większością często kończy się źle.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo