W notce na temat różnicy pomiędzy dobrym człowiekiem a pożytecznym, ekhm, obywatelem pozwoliłam sobie na pewną radę: „żyj dla siebie, swoich bliskich oraz WARTOŚCIOWYCH ludzi. Nigdy dla całego społeczeństwa.” Nie rozumiem, jak coś tak oczywistego mogło wzbudzić kontrowersje, lecz niektórzy zareagowali alergicznie, np. Sylwina, która oskarżyła mnie o bycie pasożytem, gdyż nie pracowałam dostatecznie dużo i nie zapłaciłam w podatkach tyle, by się „odwdzięczyć” społeczeństwu. W niniejszej notce pozwolę sobie nieco rozwinąć tę kwestię.
Zawsze chciałam być DOBRA (o mądrości nie śmiałam marzyć). Naprawdę dobra, ulepszająca świat. Takich właśnie ludzi szanuję, tacy ludzie są dla mnie wzorem. Czy mi wyszło? Nie bardzo. Obecnie ledwo utrzymujemy się na powierzchni, nie mamy żadnej nadwyżki finansowej, żeby pomagać innym. Pozostaje mi czekać na lepsze czasy. Na razie z podziwem patrzę na wolontariuszy poświęcających swój czas i siły, żeby wspierać potrzebujących, wzruszam się historiami o osobach opiekujących się słabszymi od siebie (także zwierzętami) i cholernie doceniam bliźnich, którzy działają w słusznej sprawie. Są wśród nas obywatele tak szlachetni, uczynni i skuteczni w czynieniu dobra, że można ich tylko po rękach całować.
Czy jednak tacy ludzie są jednocześnie pożyteczni dla ogółu? Niekoniecznie. Mogą być bezrobotni, biedni, pracujący na czarno, czasami mijają się z prawem (prawo nie jest moralnością!). Pożyteczny dla ogółu (oraz dla całego systemu) jest ktoś inny. Już pisałam, kogo potrzebuje przeciętne kapitalistyczne państwo: ma to być osobnik harujący jak wół, dużo zarabiający i dużo wydający; warto ponadto, żeby miał co najmniej troje dzieci, które wychowa na podobne mu woły robocze. :) Tacy obywatele uważają się często za lepszych od tych, którzy nie pracują, nie płacą podatków czy nie mają dzieci. Ja jednak ich za lepszych nie uważam. Mogę poważać ich dokonania na jakiejś niwie, mogę szanować ich pracę, z której czasami sama korzystam, ale nie traktuję ich tak, jak traktowałabym naprawdę wspaniałych ludzi, czyli tych, którzy czynią dobro POZA wymiarem swoich obowiązków.
Możecie mi tutaj zarzucić, że istnieją zawody, których wykonawcy są ogromnie wartościowi. Zgadza się. Porządny strażak, policjant, lekarz, chirurg, sędzia, nauczyciel – to osoby szalenie istotne i cenne w każdym chyba społeczeństwie, dlatego też powinny być BARDZO dobrze opłacane (a z tym nie jest najlepiej). Czy jednak waga danej profesji i jej gorliwe wykonywanie są równe autentycznej szlachetności? Moim zdaniem prawdziwie szlachetna osoba nie stara się być pożyteczna dla każdego współplemieńca, systemu, państwa, etc, tylko ukierunkowuje swoje działanie na niesienie dobra konkretnym ludziom (bądź zwierzętom). Zdarzają się też przypadki, że rzekomo porządni, pracowici, płacący wysokie podatki obywatele zachowują się PRYWATNIE jak ostatnie bydlątka. Nie mylmy zatem pożyteczności z byciem naprawdę moralnym człowiekiem. Mrówki też są szalenie pożyteczne, a nikt chyba nie powie, że są moralne. :)
Możecie się z tym nie zgodzić i uznać, że niepotrzebnie robię tutaj zamieszanie. Proszę bardzo. Ja po prostu uważam, że za samo wykonywanie roboty, za którą się otrzymuje jakąś zapłatę oraz za uczciwe płacenie podatków nie należy się nikomu żadna wdzięczność ani szacunek. Pracujesz, bo musisz, bo chcesz zarobić na życie; płacisz podatki pod przymusem, bo tak Ci każe państwo. Nie robisz nikomu łaski. Wdzięczność i szacunek należy się za to, co robisz Z WŁASNEJ WOLI, poza obowiązkami wynikającymi z zawodu. Dopóki zatem nie zrobisz DLA MNIE czegoś poza swoimi zawodowymi obowiązkami, dopóty nie licz na to, że będę Ci coś winna. Takie są fakty.
A na koniec, żeby jeszcze bardziej wkurzyć pracowite „mrówki”, które uważają się za lepsze ode mnie, bo ciężko pracują i płacą podatki (podczas gdy ja otrzymuję od państwa zwrot podatku, gdyż za mało zarabiam :)), dorzucam kilka rad, jak NIE być pożytecznym dla państwa:
1) Szukając roboty zastanów się, ile jesteś wart dla potencjalnego pracodawcy oraz ile możesz przetrwać bez stałej pensji, szukając odpowiedniej placówki. Jeśli tylko możesz, jeśli Twoje umiejętności i szanse na rynku pracy Ci na to pozwalają, nie gódź się na nędzne warunki pracy, na psie wynagrodzenie czy pierdoły typu „zatrudnienie w firmie o ustalonej renomie, w młodym zespole, kasa zawsze na czas”. Dobrobyt państwa bierze się po części z harówki źle opłacanej biedoty, która musi się jeszcze zadłużać, bo płaca minimalna nie pozwala na przetrwanie.
2) Nigdy nie wierz w banialuki pyszałków w purpurze, którzy narzekają, że w Polsce rodzi się za mało dzieci i nie będzie komu pracować czy płacić podatków. Ci ludzie sami nie mają potomstwa, a opływają w luksusy. Ty nigdy tego mieć nie będziesz, więc nie rozmnażaj się tylko po to, żeby być szanowanym za swój wkład w demograficzny rozwój ojczyzny. Nikt normalny nie zostaje rodzicem z altruizmu. Miej tyle dziatwy, ile jesteś w stanie wychować bez popadania w (zbyt wielkie) długi.
3) Jeśli już udało Ci się złapać dobrą robotę i zacząłeś się łudzić, że możesz sobie pozwolić na zbytek typowy dla klasy średniej, to dwa razy się zastanów. Państwo kocha obywateli opętanych konsumpcjonizmem, gdyż napędzają gospodarkę. Ty jednak bądź „egoistą” i nie wydawaj więcej niż zarabiasz. Ba! Zacznij odkładać lub inwestować długoterminowo. Forsa ma przynieść korzyść Tobie, Twojej rodzinie oraz tym z bliźnich, których uznasz za wartościowych.
4) Nie wierz w to, że ciężką pracą ludzie ZAWSZE się bogacą. To mit, który „ludzie sukcesu” wciskają frajerom. Ci pierwsi dorobili się nie tylko – a może nawet nie przede wszystkim – ciężkim zapierdolem, ale (także) dzięki koneksjom, pomysłowości, szczęściu oraz wsparciu zamożnej rodziny. Oczywiście jakieś tam szanse na bogactwo masz, niemniej wejście do jednego procenta największych krezusów w Polsce jest dla większości z nas niewykonalne. Na Twojej pracy dorobi się najczęściej pracodawca, a poprzez niego państwo. Biedocie niewiele z tego skapnie, wbrew bujdom zagorzałych kapitalistów.
5) Nigdy nie opieraj poczucia własnej wartości od tego, co myślą o Tobie pobratymcy. Większość ludzi uważa, że są lepsi i mądrzejsi od reszty, co przekłada się na pogardliwy stosunek do tych, którzy odstają od „jedynie słusznych” zasad, przekonań, celów czy nawet upodobań. Ludzie o niskiej samoocenie są chyba najbardziej skłonni do poświęcania się dla dobra ogółu, licząc na powszechne uznanie, a może nawet na jakieś materialne profity. Tymczasem prawdziwe poświęcenie powinno być ukierunkowane na tych z ludzi, którzy coś dla nas znaczą. Jeśli oddajesz się ciałem i duszą jakiejś sprawie, to niech to będzie coś, w co naprawdę wierzysz. Nie próbuj się przypodobać każdemu, bo nikt Cię nie będzie szanował.
I to by było na tyle, drodzy czytelnicy. :) Kto się tym tekstem zdenerwował bądź też uznał mnie za apologetkę samolubstwa, ma prawo mnie skrytykować, byle merytorycznie. Obelżywe komentarze spotkają się z stosowną ripostą.
No, jeszcze tylko ta grafika:
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo