Całą tę absurdalną gównoburzę z czasownikami „zdechnąć” oraz „umrzeć” w kontekście zwierząt uważam za rezultat totalnego EMOCJONALNEGO upośledzenia zarówno prawaków, jak i lewaków. Normalny człowiek nie zawraca sobie głowy takimi pierdołami i mówi, jak mu pasuje, gdyż język jest żywy, elastyczny i cały czas ewoluuje. Istnieją pojęcia, które mają sztywną definicję, konieczną do prawidłowego porozumiewania się, oraz pojęcia – że tak to ujmę – płynne, które można rozumieć po swojemu, a nie wyłącznie poprzez ich słownikowe wyjaśnienie. Kłócenie się o to, jak mówić o zwierzętach (czy tak jak nasi dziadowie czy może jak tzw. elity) nie ma najmniejszego sensu. Mów, jak chcesz, bez zbędnego napinania się, ale i bez obrażania się na tych, którzy używają odmiennego słownictwa.
Warto się tutaj pochylić nad innym dylematem, który wykwitł przy okazji tej śmiesznej sprzeczki. Otóż w naszej kulturze zwierzęta zyskują coraz więcej szacunku, atencji i podziwu, są niekiedy lepiej traktowane niż nasi właśni pobratymcy, a niektórzy chcieliby im nadawać jakieś „prawa”. Ja sama jestem w pewnym sensie „zwierzolubem”, chociaż nie wpadłam (jeszcze) w sidła totalnego weganizmu. :) Zwierzaczki to zwierzaczki, nie ludzie. Te bardziej rozwinięte mają oprócz instynktu rozum i uczucia, o czym możecie przeczytać w wielu popularnonaukowych artykułach, lecz nie są i nigdy nie będą równe ludziom. Po cholerę im takie same prawa, jakie przysługują człowiekowi?
Jak zatem należy traktować stworzenia z innych gatunków? Jak istoty czujące, czasami nawet myślące i... całkowicie niewinne, albowiem niezdolne do uformowania takiego samego sumienia, jakie ma homo sapiens. Nie wolno się nad nimi znęcać, nie wolno ich zaniedbywać, ale nie należy też histeryzować, kiedy widzimy kogoś zabijającego je SZYBKO i BEZBOLEŚNIE na pokarm. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy poświęcili się opiece nad zwierzętami, którzy agitują za umniejszaniem ich trudu i cierpienia, którzy sprzeciwiają się traktowaniu ich jak przedmioty. Jednocześnie nie znoszę fanatyków, którzy uważają, iż zwierzę może zastąpić dziecko, którzy chcieliby zakazać spożycia mięsa bądź uważają, że za zabicie zwierzęcia powinna być identyczna kara, jak za zabicie człowieka. Skrajności nigdy nie są dobre.
Na koniec zadam prowokacyjnie pytanie: czy da się udowodnić, że zwierzę ma duszę lub jej nie ma? Oczywiście, że nie. To kwestia ślepej wiary. Nikt tego nie wie i nie będzie wiedział, dopóki sam nie zejdzie z tego świata. Wiem, że o takich sprawach wypowiadają się dość często ludzie uzurpujący sobie również wiedzę na temat samego Pana Boga. Jeśli ktoś jest na tyle głupi, żeby dawać im wiarę, to już jego/jej problem. Ja nie wiem. Mam co najwyżej nadzieję, że nasze wspaniałe psy i koty, które dały nam tyle radości, nie sczezły w nicości. I tyle. :)
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości