Skąd się wzięła u nas ta debilna moda na przystrzyżone niemal do zera trawniki? Ano, jak to zwykle bywa, staraliśmy się naśladować szlachtę z zachodnich krajów. Zakompleksieni prostaczkowie bardzo chcieli pokazać, że nie są gorsi od społecznych pasożytów (ups, pardon, miałam na myśli klasę wyższą :)) i zaczęli również kosić swoją darń.
Zwyczaj przycinania traw przyszedł do nas z Wielkiej Brytanii. To tam władcy i arystokraci wpadli na pomysł, że utrzymana krótko trawa odróżni ich od ludu. Utrzymanie wypielęgnowanych trawników wiązało się wówczas z wysokimi kosztami – nie było jeszcze elektrycznych lub spalinowych urządzeń. Trzeba było do tego rzeszy pracowników. Mając przed pałacem wystrzyżony trawnik, pokazywałeś więc społeczny status. Wysyłałeś czytelny sygnał: stać mnie na takie fanaberie. Panuję nad światem.
Przyznam, że i ja kiedyś nie widziałam w tym nic złego. Ale im więcej o tym czytam oraz im częściej patrzę na wyskubaną trawę przed moim blokiem, tym bardziej mnie wnerwia ten zwyczaj. Czy jest na to jakieś sensowne wytłumaczenie, zwłaszcza w kraju, który zmaga się z suszą? Chyba tylko strach przed kleszczami jakoś wyjaśnia ten chory porządek. Jednak minusy przeważają.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości