Wyznam swój ciężki grzech: kilkanaście lat temu uwielbiałam czytać „Pudelka”. Po części dlatego, że ciekawiły mnie newsy ze świata tzw. gwiazd, a po części dlatego, że portal ten w cudownie uszczypliwy sposób komentował poczynania osób ze świecznika. Każda notka była uroczym źródełkiem subtelnej drwiny z „wielkich” aktorów, piosenkarzy, etc, czyli po prostu – celebrytów. Bardzo mi się to podobało. Moja fascynacja tym wirtualnym pisemkiem trwała kilka lat, a potem w naturalny sposób wygasła.
Dzisiaj z nudów mogę przeczytać jakiś news o ludziach, którzy są znani i uwielbiani, niemniej jest to tylko „zapychacz” umysłu. No bo powiedzcie sami: co mnie obchodzi, że jakaś gwiazdeczka dokonała apostazji? Mnóstwo ludzi zrobiło to przed nią i zrobi po niej. Co mnie obchodzi, kto będzie śpiewać w Opolu, a kto już wylatuje? Co mnie obchodzi, ilu kochanków miała sławna śpiewaczka? Co mnie obchodzi, jakie perypetie życiowe są udziałem „prześwietnych” deklamatorów cudzych tekstów, którzy bezwzstydnie reklamują swoje biografie? Oczywiście jeśli napisali coś ciekawego, to warto dać im szansę, jeśli jednak jest to zwykły lans... Wyjątek czynię dla zwierzeń mojego ulubionego aktora, czyli śp. Alana Rickmana, którego egzystencja świadczy o tym, że nie zdurniał jak jego koledzy po fachu (pilnował swojej prywatności, niemal całe życie spędził z jedną kobietą).
Jednak problem z celebrytami jest głębszy, niż nam się wydaje. Dzisiaj każdy, nawet najpośledniejszy obywatel, może się „wykreować” w Internecie. Na Youtubie jest pełno tzw. patostreamerów, którzy robią rzeczy durne, podłe lub wręcz nielegalne. A gawiedź ich ogląda z otwartymi gębami. Bo gawiedź jest równie tępa, co owi opętani żądzą – choćby krótkotrwałej – sławy palanci, którzy dorwali się do kamerek. Czy to jest dobre? Jasne, że nie. Nie dość, że dajemy przyzwolenie na zachowania karygodne, to jeszcze sami się ogłupiamy durnym „contentem”.
Nie oznacza to, że nie warto oglądać niczego na YT, że każda aktorka to bezmyślna ladacznica, że każda wypowiedź celebryty jest głupia. Skąd. Odróżnijmy jednak oglądanie/słuchanie czegoś, bo ktoś ciekawie mówi bądź pokazuje coś interesującego od żałosnego podniecania się samym celebrytą. W ten sposób doszliśmy do patologii: nawet papież stał się jedną z „gwiazd” i teraz durni ludzie wsłuchują się w każde jego słowo, jakby ten człowiek był jakąś mądrą wyrocznią. A przecież to zwyczajny starzec u progu śmierci, który ma swoje zdanie (tak jak ma je zarówno otumaniony własną rozpoznawalnością celebryta, jak i nieznany nikomu „szaraczek”), ale przecież nie jest ono dla normalnych (czyli zdrowych na umyśle) osób wiążące.
„Celebryctwo” ogarnęło cały zachodni świat. Wystarczy wystąpić w jakimś show, by zyskać atencję mediów, za którą idą rozdziawione japy pospólstwa. Przykładem chorej sławy jest pani Dagmara Kaźmierska, o której słyszał/czytał chyba każdy z Was: skazana za stręczycielstwo i znęcanie się nad prostytutkami, obecnie bryluje na „salonach”. Takich parszywych indywiduów jest wiele. Nawet posłowie z naszego Sejmu starają się zyskać uwagę ogółu rozmaitymi kontrowersyjnymi wystąpieniami, jak np. pan Marcin Józefaciuk, pani Klaudia Jachira czy bywający na Tik Toku pan Sławomir Mentzen. Wszystko jest na sprzedaż, także – a może zwłaszcza – życie prywatne. I okazuje się, że to działa, bo ich gadanina i/lub działalność są szeroko komentowane.
Jak się wyzwolić spod zgubnego wpływu „celebryctwa”? Naszym – czyli zwykłych ludzi – błędem jest skupianie się na znanych mordach, a nie na tym, co kto sobą reprezentuje. Idolami mas powinni być solidni naukowcy, rzetelni dziennikarze, niesamowici artyści czy nawet (tak, wiem, że narażam się na Waszą krytykę) walczący o lepszy świat aktywiści. Ale nawet ich opinie należy przecedzać przez osobiste „sito” zdrowej podejrzliwości i lekkiego czepialstwa. A już na pewno nie warto traktować nikogo jak nieomylnego bóstwa. Natomiast wieści ze świata ludzi znanych, lecz niczego dobrego sobą nie przedstawiających, trzeba po prostu ignorować.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo