Mam już serdecznie dość minorowych artykułów, w których wylewa się żale z powodu niskiej dzietności białego człowieka. Czy to naprawdę jakiś dramat, że zmniejszamy swoją liczebność? Czy jednostki mają się przejmować idiotyczną teorią, że powinien istnieć ciągły wzrost gospodarczy? Przecież planeta nie udźwignie takiego ciężaru! To nawet lepiej, że będzie nas mniej. Dotyczy to również Ameryki Północnej:
[...] odpowiedzialność za tę sytuację ponosi również Kościół i różne wspólnoty chrześcijańskie; duchowni w zbyt małym stopniu wskazują na konieczność zakładania rodzin.
Wicie, rozumicie – jakby duchowni zachęcali do wstępowania w związek małżeński i płodzenia dzieci, to by sie demografia zaraz poprawiła. :))) Głupota takiego stwierdzenia jest tak żałosna, że ręce opadają. Wciąż chrześcijanie są większością w USA i Europie, ale jakoś przyrostu naturalnego to nie poprawia. Dlaczego? Dlatego, że zmieniła się KULTURA. To ona w głównej mierze (a nie czynniki ekonomiczne) odpowiada za brak maluszków.
I właśnie dlatego państwo nie powinno się (prawie wcale) zajmować tym zjawiskiem. Są to bowiem miliony indywidualnych decyzji, z których lwia część została porządnie przemyślana. Oczywiście nie znaczy to, że nie powinno się ułatwiać życia rodzinom; skąd, należy robić wszystko, żeby ludziom żyło się lepiej: zapewnić długi płatny urlop macierzyński, wyprawkę dla maleństwa, fachową opiekę medyczną, dobrą publiczną edukację, a i bezbolesny poród na pewno wzmocniłby niewiasty w postanowieniu zostania matką. Zwłaszcza to ostatnie jest istotne z punktu widzenia pań, więc proszę z tego nie drwić! :)
Niemniej poza ulepszaniem rzeczywistości dla dobra POSZCZEGÓLNYCH obywateli, państwo powinno odejść od propagowania wyższej dzietności. Ono nie jest od zachęcania ludzi do rozmnażania. Ani od wdrażania jakiejkolwiej ideologii, filozofii czy religii. Zostawmy to samym parom, niech one decydują, czy chcą powielać swoje geny.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo