Jedną z najbardziej podłych treści, jakie przekazuje wiernym Biblia, jest tekst o świętym prawie człowieka do czynienia sobie ziemi „poddaną”. Owe rzekome słowa Stwórcy sprawiły, że człowiek urósł w swojej pysze do rozmiarów nadętego balona pełnego chciwości, głupoty i małostkowości. Przez całe stulecia panowania chrześcijaństwa uważaliśmy ogół istot żywych oraz całą biosferę za rzeczy istniejące wyłącznie dla naszego dobra, które możemy eksploatować, a nawet niszczyć wedle naszej nieokiełznanej woli.
Każdy gatunek zwierząt jakoś wpływa na środowisko, jednak czyni to zgodnie z prawidłowościami tego świata, pozostając zawsze w ramach biosfery, wpasowując się i wtapiając w nią. Człowiek natomiast „będąc samoświadomym systemem dążnościowym” przekracza przyrodę, nie odpowiada mu jego własna przyrodniczość, więc tworzy wokół siebie antroposferę. W tym swoim ludzkim świecie, który ma coraz mniej cech wspólnych z biosferą, ustanawia on nowe, odpowiadające mu reguły funkcjonowania.
Jak to się stało, że zgłupieliśmy do tego stopnia, by występować przeciwko naszej matce Ziemi? Dlaczego zatruwamy, zanieczyszczamy, zagarniamy ponad miarę i dewastujemy? Odpowiedź jest prosta: bo możemy. Ameryka i Europa, dwa wspaniałe kontynenty, cierpią, niestety, na straszną przywarę: rozbuchany konsumpcjonizm. Ludzie chcą mieć dużo rzeczy, żyć w luksusie, wydawać kasę na kolejne gadżety – to i produkcja musi buzować pełną parą. Branża modowa jest jedną z najbardziej toksycznych, podobnie jak transport czy rolnictwo przemysłowe. Ale biały człowiek lubi dobrze zjeść, ładnie się ubrać, polecieć na wakacje samolotem. I tak machina samozagłady się napędza.
Strach pomyśleć, co by było, gdyby cały świat chciał żyć na poziomie białych ludzi. Niestety, czarni, śniadzi i czasami żółci ludzie płacą wysoką cenę za pazerność białasów. Są miejsca, gdzie wciąż brakuje wody pitnej, nie mówiąc o żywności, lekach, edukacji, czy jakiejkolwiek szansie na normalne życie. I to właśnie tam lądują śmieci z Ameryki i Europy, pogarszając stan środowiska w miejscach, gdzie nasi pobratymcy ledwie wegetują. W Brazylii wycina się lasy deszczowe, żeby stworzyć przestrzeń na kolejne pastwiska. Mięso jest eksportowane za granicę, do krajów, gdzie pożera się je bez umiaru. Czy to wszystko jest słuszne? Oczywiście, że nie. To skrajnie niemoralne. Ale my, białasy, potrafimy tylko pochłaniać.
Kiedy już zetnie się ostatnie drzewo, zatruje ostatnią rzekę, zabetonuje ostatnie bagno, kiedy smog ogarnie wszystkie cywilizowane miasta – będziemy gorzko żałować, że nie powstrzymaliśmy w porę naszych apetytów. Tyle, że bogaci schronią się w pięknych, zielonych enklawach, pomimo iż to oni napędzali chory konsumpcjonizm, a biedacy będą się dusić i głodować. Naturalnie nikt nie podziękuje ekologom za ostrzeżenia, przeciwnie, wszyscy będą sarkać, że nie robili swojej roboty należycie. Ot, ludzka przewrotność...
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości