Przeczytałam osobliwy artykulik o zagrożeniach płynących z powszechnej baminizacji społeczeństwa. Polecam:
Wielki Słownik Języka Polskiego definiuje bambinizm jako „wyidealizowane i naiwne postrzeganie świata przyrody, a zwłaszcza zwierząt, w sposób ukształtowany przez filmy rysunkowe dla dzieci i inne przekazy z dziedziny kultury masowej”. Bambiniści postrzegają więc zwierzęta jako łagodne, całkowicie niegroźne „słodziaki” – nawet jeśli są to dzikie drapieżniki. A w przypadku zwierząt udomowionych potrafią całkowicie stracić dla nich rozum.
Tekst ten pozostawił we mnie niedosyt. Jakie przejawy troski o dobrostan zwierząt poza krytyką fajerwerków na Sylwestra uważa autor za oznakę opisywanego upośledzenia? Co go szczególnie razi w zachowaniu właścicieli zwierząt? Dlaczego tak pobieżnie prześlizgnął się po kwestii myślistwa? Czy naprawdę bambinizmem jest tzw. głęboka ekologia? Co ma filozofia dbałości o każdą żywą istotę wspólnego z naiwnym i wyidealizowanym spojrzeniem na przyrodę?
No dobrze, a teraz o mnie. Ja bambinistką chyba nie jestem, bo uznaję człowieka za kogoś ważniejszego od zwierzęcia. No i... jem mięso. Tak, proszę państwa, dopuszczam zabicie KAŻDEGO stworzenia, byleby jego zwłoki zostały przeznaczone na pokarm dla ludzi. Dla blogera Logicznie Myślącego to hipokryzja, ale cóż, taka jest moja filozofia. :)
Jednocześnie jednak posiadam (chyba) cechy, które w oczach prawicowców czynią ze mnie taką właśnie naiwną bambinistkę, ponieważ uważam, że zwierzęta myślą, czują i wspominają. Ba, potrafią nawet współpracować ze sobą. I bez wstydu przyznaję: lubię je BARDZIEJ od ludzi. Szczególnie to ostatnie stwierdzenie czyni ze mnie niebezpieczną radykałkę. :) Zwierząt nie wolno dręczyć, zaniedbywać, porzucać, trzeba się z nimi obchodzić roztropnie i z czułością. Czy ze wszystkimi? No nie, bo NIEKTÓRE są dla nas szkodnikami. Przykładowo: moskity, komary, pchły, kleszcze, stonka – te możemy i nawet powinniśmy eliminować ze swojego otoczenia. Ale także w sposób w miarę humanitarny. Natomiast ze stworzeniami wyższego rzędu, zwłaszcza ptakami i ssakami, które posiadają już rozwinięte mózgi, trzeba walczyć tak, by ich śmierć była wyjątkiem. Nie zamierzam tutaj atakować myśliwych, którzy robią w pewnym sensie słuszną rzecz, redukując pogłowie roślinożerców czy zabijając agresywnych mięsożerców, lecz uważam, że ich rolę trzeba redefiniować tak, by ich działania nie były oparte na czystej przyjemności.
Jestem zatem tą cholerną bambinistką czy nie? A wy? Lubicie zwierzęta? Uważacie swoje psy i koty za członków rodziny? Jeśli tak, to pewnie też grzeszycie bambinizmem. :)
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo