Karolina Nowicka Karolina Nowicka
187
BLOG

Czy Polacy za mało czytają? A jeśli już czytają, to czy jest to coś wartościowego?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Społeczeństwo Obserwuj notkę 36


Jeśli ktoś na dane o szalenie żałosnym polskim czytelnictwie reaguje wzruszeniem ramion i burknięciem: „A niech ludzie robią, co chcą, co mnie to...”, ten z pewnością ucieszy się, że podobne zdanie ma na ten temat jeszcze ktoś:

Skąd to się bierze, skoro ustaliliśmy już, że czytanie ma być przyjemnym sposobem spędzania wolnego czasu? Prawda jest taka, że chodzi o coś innego. Wcale nie chcemy, żeby ludzie czytali więcej i mądrzej, chcemy narzekać i czuć się lepiej, bo my czytamy, och, jak my czytamy! A tutaj barbarzyńcy u bram, przypływ, który burzy nasze litery i w dodatku nie chce się wstydzić, że nie zna łaciny, nie ma domu zawalonego przykurzonymi tonami butwiejącego papieru (i być może nie zrozumiałby tego pięknego nawiązania, które właśnie wysnułam). Trudno pielęgnować poczucie wyższości, którego masy nie uznają, bo nie interesuje ich nasze czytanie i własne nieczytanie.

W tym artykule znajdziemy i naganę snobowania się na czytelnictwo, i narzekanie na przestarzałe lektury szkolne, i pociechę, że nie trzeba czytać, żeby być inteligentnym i „ogarniętym”, i jeszcze parę osobistych wstawek, gdyż autorka jest matką niechętnie czytającego dziecka. I ja tę panią doskonale rozumiem. Sama od dłuższego czasu pochłaniam książki wyłącznie w formie audiobooków, co sprawia mi ogromną przyjemność, natomiast standardowe czytanie męczy mnie szalenie. Rozleniwiłam się jak jasna cholera. No dobrze, ale Polacy nawet audiobooków nie słuchają za wiele. Czy to źle? Cóż, może i tak, bo jednak omijają ich wspaniałe historie, kipiel wyobraźni, uczta słowna, ale jeśli nie chcą, to trudno. Może winą należy za to obarczyć przykre doświadczenia z czytaniem nudnych książek w szkole?

To już w ogóle jest temat-samograj. Współczesne dzieciaki muszą katować się rzeczami, do których jeszcze zdecydowanie nie dorosły. Ja rozumiem, że „Pan Tadeusz” to rodzime arcydzieło, perełka literatury, że warto znać i nawet nauczyć się kilkunastu wersów na pamięć, ale na Boga, nie w wieku, w którym najchętniej czyta się pozycje z dziedziny young adult. Czy naprawdę musimy katować młodzież „Dziadami”, „Mikołajem Doświadczyńskim”, liryką Reja, dramatami Słowackiego czy Zapolskiej? Ja rozumiem, że należy zaznajomić się z historią swojego języka, że wiele pozycji to kamienie milowe ludzkiej twórczości, niemniej na wszystko jest czas i miejsce. Dlaczego od stu lat czytamy to samo? Dlaczego przerabiamy te same rzeczy, co nasi przodkowie?

Pokolenie "Z" ma czytać, to samo, co czytali ich pradziadkowie: "Kazania sejmowe" Piotra Skargi - na przykład "O miłości ku ojczyźnie i o pierwszej chorobie Rzeczypospolitej, która jest z nieżyczliwości ku ojczyźnie" czy "O trzeciej chorobie Rzeczypospolitej, która jest naruszenie religiej katolickiej przez zarazę heretycką" (to nie literówki, Szanowni Czytelnicy, to tylko XVI wiek). W programach szkolnych z 1919 i z 2019 pojawiają się też Kochanowski, Mickiewicz, Słowacki, Prus, Reymont i Sienkiewicz, duuużo Sienkiewicza. Różnica jest zasadnicza. Dla ówczesnych uczniów powieści tych ostatnich, to nie były żadne starocie. Gdyby pokolenie "Z" miało czytać autorów tworzących w analogicznym odstępie czasowym, co Reymont dla pokolenia uczniów 20-lecia międzywojennego, czytałoby Pilcha, Huellego i Gretkowską.

Nic dziwnego, że zaliczająca na akord klasyki dzieciarnia kojarzy czytanie z czymś nieprzyjemnym, drażniącym i pracochłonnym. A potem, jako dorośli, odpuszczają sobie szukanie ciekawych dzieł, albo też – w najlepszym razie – zatapiają się w twórczości płytkiej i banalnej. Szkoła obrzydza czytanie. Zabija inwencję, fantazję, samodzielne myślenie, chęć podróżowania po krainie słowa. A na samo omówienie lektury jest zwykle tak mało czasu, że triumfują bryki i opracowania, które zastępują kontakt z książką. I co my, dorośli, z tym fantem zrobimy? Czy zmienimy edukację na lepszą? Czy ministerstwo odpowiedzialne za rozwój młodzieży uwspółcześni kanon, żeby czytanie korelowało się w umysłach młodych z czymś pozytywnym?

A zresztą, może to nie jest takie istotne? Niech każdy bawi się tak, jak umie i jak mu pasuje. Młodzi niech się raczą lekturami sprzed stuleci, starsi niech wtapiają się w gry komputerowe, po drodze zahaczając o gejowskie romanse z Netflixa. Może niepotrzebnie się o tym dyskutuje? Może ma być tak, jak jest, bo na zmiany jest za wcześnie/późno? Cóż, ja tam mam nadzieję, że moja córka pozna „W pustyni i w puszczy”, gdyż jest to kawał zajebistej literatury przygodowej, ale równocześnie liczę na to, iż poza tym będzie musiała czytać bardziej współczesne powiastki. Nadzieja matką głupich? Zobaczymy. :)


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (36)

Inne tematy w dziale Społeczeństwo