Czy moralność osób wierzących jest lepsza, podparta bardziej solidnymi fundamentami, niż moralność osób niewierzących? Żeby to ocenić, trzeba zagłębić się w to, co proponuje nam religia chrześcijańska:
Stary Testament jest naszpikowany nakazami mordowania ludzi wierzących w innego boga niż Jehowa, homoseksualistów i kobiet które utraciły dziewictwo przed małżeństwem. Te nakazy to nie analogie lub przenośnie lecz jasne nakazy morderstwa. Jehowa w Starym Testamencie pomaga w etnicznych czystkach (Jerycho) oraz karze masowo ludzi bez ustalenia indywidualnej winy (potop, Sodoma i Gomora).
Czy traktowanie tej starej księgi jak zbioru wytycznych w kwestii moralności da się jeszcze jakoś rozumowo uzasadnić? Czy też jest to jedynie emocjonalna proteza dla tych, którzy nie mają wyrobionego sumienia i nie umieją należycie osądzić czynów swoich i bliźnich?
Odpowiadając na tytułowe pytanie: każdy ocenia według swoich przekonań. Wierzący i praktykujący posłusznie idą za swoim „pasterzem”, którym jest kasta kapłańska oraz ich „święta księga”. Bez znaczenia, czy są to chrześcijanie, hinduiści, muzułmanie czy wyznawcy shinto. Niewierzący z kolei słuchają wyłącznie wewnętrznego „głosu”, swojego JA, czyli koncentrują się na osobistej, czysto ludzkiej perspektywie, odrzucając cudzy punkt widzenia. W tym sensie są bardziej niezależni etycznie. Pytanie, kto jest bardziej moralny, może mieć dwie różne odpowiedzi, w zależności od tego, co określimy jako niemoralność.
Co do mnie, ja tam w Boga wierzę, ale na zasadzie, że pewnie istnieje jakaś Siła Wyższa, początek wszystkiego, Absolut. Nie kieruję się żadną „świętą księgą”, może poza „Księgą duchów” Allana Kardeca, ale i ją traktuję wyłącznie jako pewną propozycję, a nie zbiór nienaruszalnych zasad. Według mojego sumienia wierzący i praktykujący mają na rękach mnóstwo krwi innowierców, ateistów, odmieńców, homosi, Żydów, tak że nie mogę ich uznać za osoby godne szacunku. Oczywiście DZISIAJ żyjemy wszyscy w dość stabilnej harmonii, nie ma potrzeby wypominania sobie potworności z przeszłości. Ale nawet jak się patrzy na obecnych wierzących i praktykujących, człowiek zachodzi w głowę, czym się różnią od „mentalnych komuchów” (określenie jednego z komentatorów). Mają swojego okrutnego starotestamentowego bożka, któremu biją pokłony, a Nowy Testament to dla nich najwyraźniej błahostka, gdyż miłości bliźniego jest w tych ludziach bardzo mało. Przynajmniej takie wrażenie sprawiają niektórzy z nich.
Tak więc nie, wierzący nie są bardziej moralni od niewierzących, jeśli mierzymy ich świecką moralnością, moralnością dzisiejszą, a nie starotestamentową, która usprawiedliwiała przemoc, agresję, czystki. I tego się trzymajmy.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo