Sytuacja Kościoła wśród białych ludzi wydaje się być tragiczna. Jest jak nigdy dotąd atakowany, porzucany przez wiernych, wpadający w syndrom oblężonej twierdzy. Dlaczego tak się dzieje? Parę przyczyn galopującej laicyzacji można poznać w lekturze tego oto artykułu:
Patrząc na nasze, polskie podwórko, do niedawna można było odnieść wrażenie, że jesteśmy wyjątkiem w wyjątku – niereligijna Europa była wyjątkiem w religijnym świecie, a Polska była wyjątkiem w niereligijnej Europie. Bo, podczas gdy cały świat staje się bardziej religijny dzięki przyrostowi ludności w Afryce i Azji, poziom religijności w Europie przez wiele dekad systematycznie spadał. Ale to zaczyna się zmieniać. Widzimy, że jeśli trend nie ulegnie zmianie, to Polska za jakiś czas przestanie odbiegać od europejskiej normy.
Wpływ największej korporacji świata na młodych ludzi jest obecnie chyba najgorszy w historii swojego istnienia. Czy to dobrze czy źle? Dobrze, jeśli uznamy, że Kościół jest źródłem fałszu i zakłamania, że nie ma patentu na Boga, że przez wieki sprzymierzał się z władzą w prześladowaniu „niewiernych”. Źle, jeśli dostrzeżemy, że młodzi w ogóle tracą duchowość. A może jednak nie tracą? Może ich duchowość jest po prostu inna niż ta u starszych pokoleń?
Ale nie tylko młodzi porzucają tę organizację. Wszystkie generacje wydają się być statystycznie dalej od religii, coraz bardziej na nią obojętne i „letnie” wobec zaleceń duszpasterzy. Dla tych, którzy jeszcze uczęszczają na msze, taka sytuacja wydaje się mieć plusy: nareszcie zostaną ci, którym naprawdę zależy na wierze chrześcijańskiej, a odejdą tzw. katolicy kulturowi. Czy jednak utrata hegemonii nie jest równoznaczna z utratą wpływu na politykę, sprawy społeczne, sumienie narodu? Wydaje mi się, że Kościół przegrał najważniejsze bitwy o dusze populacji, że za chwilę świątynie zaczną być przerabiane na dyskoteki. Polska dogania Zachód w kwestii laicyzacji i nic tego nie zatrzyma.
Jeśli ktoś jednak uważa, że ten proces da się odwrócić, proszę go/ją o podanie sensownych argumentów. Teksty w stylu „Nie takie kryzysy przetrwaliśmy” nie są zbytnio, hmm, racjonalne, gdyż wszystko się kiedyś kończy.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo