To był dość krótki audiobook: trwał mniej niż sześć godzin. A jednak wrażenie pozostawił po sobie niezapomniane. Niby prosta historyjka dla dzieci, słodko naiwna opowiastka o zwierzątkach, lecz przy tym tak pełna mocy, siły i energii, a jednocześnie tkliwości i uroku, że ostatnie pliki przesłuchiwałam niemal z zapartym tchem. Piękna, nieco staroświecka bajeczka, która zachwyci czytelnika w każdym wieku, byleby miał otwarty umysł i gorące serce. Mowa o powieści kanadyjskiego pseudoIndianina Grey Owl'a pt. „Sejdżio i jej bobry”.
W zasadzie to powieść pozostawia pewien niedosyt; zbyt szybko się kończy. Tak jakby na więcej przygód autorowi zabrakło pomysłu, czasu, chęci. Ale i tak wyszła mu naprawdę fajna rzecz. Jest to historia dwójki indiańskich dzieci, 11-letniej Sejdżio i 14-letniego Szejpiana, którzy „otrzymują” od ojca dwa małe bobry do wychowania. Niestety, jeden z nich zostaje sprzedany do miasta, dla uciechy zwiedzających zoo; indiańskie dzieciaki wyruszają więc jego śladem, by go odzyskać.
Oczywiście całość kończy się dobrze, jak to w przecukrzonych bajaniach dla najmłodszych. Jednak trzeba przyznać, że zdarzają się naprawdę mocne momenty, np. pożar lasu. Podczas słuchania opisów palących się drzew ogarnęła mnie prawdziwa trwoga. Niby wszystko powinno było się skończyć pozytywnie, lecz emocje były. :) Na szczęście w poszukiwaniach boberka pomagają niedorostkom dobrzy ludzie. W ogóle niemal nie ma w tej historyjce złych postaci. Sami porządni, życzliwi, czuli na nieszczęście innych osobnicy. To ujmujące. Grey Owl pisał to zapewne dla dzieci, nie chciał wprowadzać zła na karty swego dzieła. Mocno się wzruszyłam podczas słuchania o perypetiach dzieciaków. A na sam koniec, kiedy musiały zwrócić swoim futrzastym przyjaciołom wolność, odczułam lekki smutek. Na szczęście było to okraszone nadzieją na dalsze wspólne chwile.
Co mnie uderzyło w powieści, to ładnie opisany, surowy styl życia Indian. Nie mają wiele, ich dobytek ogranicza się do kilkunastu gratów, z których najcenniejsza jest zazwyczaj broń (tu: strzelba Szejpiana). A jednak prowadzą szczęśliwy, pozbawiony większych trosk żywot. Pomimo iż wpadają w długi, które muszą potem odpracowywać (jak ojciec chłopca i dziewczynki), nie skarżą się i spokojnie robią swoje. A przecież życie w kanadyjskich puszczach nie mogło należeć do łatwych. Ich skarbem jest ziemia, którą zabrali im w znacznej mierze biali (w książce jednak przedstawieni z dużą życzliwością). Indianie szybko dorastają i stają się samodzielni, młodzieńcy zaczynają polować, dziewczęta – szyć, a kiedy wchodzą w jesień życia, są otaczani powszechnym szacunkiem. Piękna, zapomniana już kultura.
Same zwierzęta zostały tutaj opisane znakomicie, może nawet aż za dobrze. Pisarz ma skłonność do antropomorfizowania stworzonek, przypisywania im ludzkich cech, skłonności i zachowań. Nie można mu jednak odmówić sporej wiedzy o ich zwyczajach. Z tego, co kiedyś czytałam, Grey Owl miał szczególne upodobanie właśnie do bobrów, które na łamach swojej historii zaprezentował jako „ludek” mądry, pracowity i nad wyraz podobny do człowieka. Budują dobrze zaplanowane domki i tamy, walczą z wydrami, lubią się bawić i dokazywać, kochają rodzinę. Cóż za przemiłe istotki. Warto było dla samych opisów przyrody przesłuchać tę książkę.
Czy polecam? Cóż, i tak, i nie. Jeśli macie awersję do sentymentu, czułości, słodyczy i pozytywnego myślenia, to nie zabierajcie się za to dziełko. To samo, jeśli drażni was nadmierna atencja wobec zwierząt. Jeśli jednak jesteście miłośnikami przyrody, jeśli cenicie stare wartości takie jak odwaga, przyjaźń, szlachetność, jeśli porywa was wartka akcja i ciekawe przygody młodych ludzi – przeczytajcie lub przesłuchajcie tę krótką powieść. Kto wie, może sięgnięcie po kolejne książki tego pisarza?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura