Ewidentne zło popełniane przez wieki przez Kościół było na ogół powszechnie lekceważone, patrzono na nie przez palce, a czasem jawnie je usprawiedliwiano. Dlaczego? Dobrze o tym mówi poniższy artykuł:
Właściwie nie ma miesiąca, w którym nie wychodziłyby na jaw zbrodnicze czyny przedstawicieli Kościoła i ukrywanie ich przez wysokich hierarchów kościelnych. Kilka dni temu ujawniono, że siostry prezentki, prowadzące Dom Pomocy Społecznej w Jordanowie, torturowały dzieci z niepełnosprawnością intelektualną. Nie był to pierwszy tego typu przypadek, a wręcz okazało się, że w tym samym ośrodku znęcano się nad dziećmi już kilkadziesiąt lat wcześniej. Ponadto w wielu ośrodkach prowadzonych przez Kościół nie istniał nadzór ze strony państwa, a placówki były miejscami okrutnej, regularnej kaźni.
Zresztą podobne dramaty wychodzą na jaw w wielu krajach świata, więc trudno nie zauważyć, że Kościół katolicki systemowo i na masową skalę znęcał się nad dziećmi, bardzo często z przyzwoleniem najwyższych władz kościelnych. Czy ktoś wyciągnął z tych zdarzeń całościowe wnioski? Czy uznano, że Kościół w obecnym kształcie jest zorganizowaną grupą przestępczą, albo przynajmniej, że duchowni powinni mieć całkowity zakaz kontaktu z dziećmi? Oczywiście nie! Minister Czarnek ogłosił wręcz, że należy umocnić rolę duchownych w szkolnictwie, a religia katolicka powinna być traktowana jako fundament na każdym szczeblu edukacji.
Czy można zatem się dziwić, że niektórzy uważają, że Kościół powinien się trzymać z daleka od młodzieży?
Kościół ma na sumieniu wiele rzeczy, między innymi niszczenie nauki:
[...] Kościół szkodził rozwojowi nauki jak żadna inna instytucja w Europie. Działająca od XIII do XIX wieku inkwizycja – coś w rodzaju kościelnej Służby Bezpieczeństwa i Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej w jednym – prześladowała, torturowała i zabijała m.in. naukowców za herezję (choć jej wyroki wykonywały władze świeckie), a wiele wybitnych dzieł – m.in. Kartezjusza, Monteskiusza czy Woltera – trafiało na indeks ksiąg zakazanych, który zniesiono dopiero w 1966 roku. Kościołowi szczególnie mocno przeszkadzała rozpoczęta przez Kopernika nowożytna rewolucja naukowa, dzięki której jeszcze przed Oświeceniem zrozumieliśmy, że natura świata jest nieco bardziej skomplikowana, niż chcieliby autorzy Biblii.
A pewna kobieta, która wyzwoliła się już spod destrukcyjnego wpływu tej instytucji, pisze o niej tak:
To twoja wina, że tamten człowiek był torturowany. Nieważne, że masz siedem lat i nie miałeś szans zrobić niczego naprawdę złego. Popełniłeś zbrodnie, przez które komuś wbijali gwoździe w dłonie. Wprawdzie był wszechmogący, więc sam wybrał tę powolną agonię, ale to jest twoja, dziecko, wina i powinnaś być mu dozgonnie wdzięczna, bo nigdy nie uda ci się tego długu za nie wiadomo co konkretnie spłacić.
Poczucie winy jest jedną z najbardziej destrukcyjnych emocji. Odgrywa pewną rolę w regulowaniu relacji społecznych, kiedy przekroczymy czyjeś granice i powinniśmy, w konkretnej sytuacji, naprawić wyrządzoną szkodę. Ale poczucie winy oderwane od kontekstu, przekonanie, że nigdy nie postępujemy wystarczająco dobrze, jest toksyczne i wyniszczające psychiczne. A właśnie taką winą posługuje się Kościół.
Kościół jest jedną z najbardziej skostniałych, toksycznych i przeżartych złem organizacji, jakie widział świat. Miłość do Boga? Miłość bliźniego? Wybór dobra, a nie zła? To wszystko przykrywki dla politycznych zapędów tej megakorporacji, która tak jak KAŻDA kasta kapłańska miała za cel przede wszystkim trzymać za mordę wiernych, a niewiernym uprzykrzyć życie. Stulecia doskonalenia manipulacji, indoktrynacji, propagandy i zwyczajnego kłamstwa zaowocowały milionami zapatrzonych w Kościół nieszczęśników, którzy nie umieją samodzielnie myśleć, za to doskonale odbębniają formułki spowiedzi i czują się niepełnowartościowi, jeżeli nie przyjmą raz na jakiś czas „najświętszego sakramentu”. Poza Kościołem nie ma zbawienia – taką narrację wciąż głosi wielu duszpasterzy, a niektórzy z nich zapewne nawet w to wierzą. Jeśli takiemu praniu mózgu podda się dziecko, zazwyczaj wyrasta na psychicznie uzależnionego od wzmiankowanej instytucji, gorliwie wierzącego słowu kapłana człowieka. Na szczęście wielu ludziom udaje się uciec z tego mentalnego więzienia i rozpocząć poszukiwania własnej ścieżki.
Jeśli ktoś mi teraz zarzuci, że obrażam szeregowych katolików, to bardzo proszę, by się zastanowił, czy nie piszę po prostu prawdy. Poza tym nie w głowie mi „nawracanie” wierzących i praktykujących na mój światopogląd. Niech każdy wierzy, w co mu się żywnie podoba. Warto jednak czasem się zastanowić, czy przypadkiem nie oddajemy czci nie tyle Bogu, ile ludziom, którzy postawili się w roli pośredników między Nim a resztą świata.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości