Doprawdy, moi drodzy, nie ma się z czego śmiać. To poważna przypadłość. Nazywanie tego chorobą psychiczną jest absurdem. To zaburzenie, owszem, ale nie choroba umysłowa. Poczytajcie:
Dla niektórych osób płeć, z którą się utożsamiają, będzie różnić się od płci nadanej im przy narodzinach. Może się zdarzyć, że sytuacja ta wiązać się będzie z przeżywaniem bardzo silnego stresu upośledzającego codzienne funkcjonowanie – mówimy wówczas o dysforii płciowej.
Przeczytałam jakiś czas temu historię mężczyzny, który całe życie czuł się kobietą. Dopiero zaakceptowanie tego, że urodził się ze „złymi” genitaliami, pozwoliło mu zapanować nad emocjami i odkryć radość życia. Jest na drodze do pełnej tranzycji. Życzę mu/jej wszystkiego dobrego. W ogóle każdemu nieszczęsnemu transpłciowcowi życzę jak najlepiej, to w końcu cholernie przykra rzecz, której nie da się wyleczyć terapią ani lekami, trzeba to po prostu uznać, być może nawet pójść pod nóż, w przeciwnym wypadku człowiek męczy się do końca życia. Cieszcie się, Wy, normalni obywatele Polski, że nie spotkało Was coś podobnego. I nie drwijcie z takich osób, to haniebne.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości