Jeden z nowszych artykułów na temat stosunku młodych do Jana Pawła II zaczyna się w sposób tak mi bliski, że aż sama się sobie dziwię:
Wierzę w Boga. Kropka. Jednocześnie od wielu lat trzymam się z daleka od instytucji Kościoła, bo nie mam do niej za grosz zaufania i nie zgadzam się z miażdżącą większością jej słów.
A dalej jest o podziałach, wątpliwościach, galimatiasie mentalnym, ale także o pogodzeniu się z tym, że postać świętego Jana Pawła II nie była idealna. Młodzi mają już chyba dosyć żerujących na tym całym zamieszaniu polityków. Nie są głupi, wbrew temu, co piszą o nich niektórzy obrońcy PiSu. Oni wiedzą, że Kościół ma dużo na sumieniu, ale mimo to wciąż wierzą, głęboko wierzą w Boga. I to jest piękne. Bo świadczy o wewnętrznej wrażliwości, pragnieniu wzniesienia się na wyżyny duchowości. Tyle się narzeka na dzisiejszą smarkaterię, a oni są naprawdę w porządku, nawet jeśli zdarzają się wredne i głupie wyjątki.
Mnie samej bez wiary byłoby jeszcze ciężej niż jest obecnie. Im jestem starsza, tym mocniej wierzę. Jestem przekonana, że istnieje jakiś, ekhm, wyższy byt osobowy, jakaś „nadistota”, ktoś wspaniały, wszechmocny i miłujący ludzi, do kogo warto się zwracać w potrzebie. Rzadko się modlę, ale to chyba dlatego, że nie chcę zawracać Mu głowy swoimi banalnymi zmartwieniami. Człowiek powinien być silny, starać się samemu wyjść z opresji. Bywało jednak i tak, że w wielkim kłopocie odzywałam się do Niego i nie zostałam zawiedziona.
Sam Kościół jest już dla mnie tylko przeszkodą w wierze. To moje osobiste zdanie, istotne dla mnie i tylko dla mnie. A inni? Czy ich opinie powinny mnie obchodzić? Nie sądzę. Tak naprawdę nie ma dla mnie żadnego, absolutnie żadnego znaczenia, w co i jak wierzy większość społeczeństwa; czy chodzą do świątyni czy wolą pomodlić się w domu, czy dają na tacę, czy też prychają gniewnie na myśl o księżowskiej chciwości, czy krytykują tę instytucję czy też bezkrytycznie jej słuchają – to wszystko jest kompletnie nieważne. Skupiam się na tym, co sama myślę, co uważam, w co (głęboko) wierzę. Każdy ma jakieś poglądy, nie wszystkie są godne szacunku, ale nikt przecież ze swoich nie zrezygnuje, jeśli nie wytoczy się przeciwko niemu ciężkich argumentów. A tych właśnie brakuje. Króluje relatywizm, subiektywizm i indywidualizm. Moim zdaniem to dobrze, podziały są super, niech żyje różnorodność światopoglądowa! A że jedni drugich mają za idiotów? Trudno. Osądzajmy i bądźmy osądzani.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo