Jeśli nie lubisz homoseksualistów, transseksualistów czy transwestytów – nie oglądaj tego filmu. Jest on pełen „przegięcia”. Treść: trzech mężczyzn, w tym dwóch gejów i jeden trans, jadą na gościnne występy drag queen do małego miasteczka. To zapis ich wspólnej wędrówki oraz interakcji z „normalsami”. Ostrożnie! Bywa ostro.
Zagrany fenomenalnie przez wszystkich trzech aktorów, obraz pozostawił we mnie uczucie sytości i zadowolenia. Jeśli mam czegoś po dziurki w nosie, to tańca facetów przebranych za baby i udających, że śpiewają babskie piosenki. Natłok strojów, mocnego makijażu, pedalskich ruchów, minek i nastroju powala na kolana: to prawdziwy hołd dla homosi oraz pokrewnych im duszyczek. Hugo Weaving znakomicie odgrywa rolę faceta uwikłanego w dwa rodzaje światów: homo i hetero, Guy Pierce jest gejem idealnym, a Terence Stamp jako transseksualna dama zachwyca i zachęca do redefinicji męskości i kobiecości. Tę trójkę uzupełniają inni ciekawi performerzy, lecz to właśnie trzech „gejonów” skupia na sobie uwagę widza przez niemal cały okres trwania filmu. Ich występy wyglądają nader autentycznie i pociągająco, a oni sami według jakiejś homomody mogliby uchodzić za niezłe laski.
Jest to też historia ścierania się „dziwadeł” ze światem nierozumiejących ich heteryków. W małych miasteczkach, wśród twardych facetów, górników, bywalców barów, ciotowata prezencja nie przysparza fanów, a wręcz przeciwnie. Nietolerancja czasami aż bucha z ekranu, chociaż częściej jest to zwyczajny lęk przed nieznanym i nietypowym. Niemniej trzech „odmieńców” umie przeżyć agresję, obelgi i drwiny i na ogół wychodzi z każdego konfliktu zwycięsko. Ich osobliwy styl życia to dla nich jedyna możliwa droga, nawet jeśli zdarzają się na niej wyboje. Dzieło zaczyna się i kończy występem drag queens, co podkreśla wartość wierności sobie i swojemu przeznaczeniu. To po prostu kawał solidnego kina.
Ciekawostką w tym filmie jest umieszczenie w jednej z ról dzieciaka, i to dzieciaka w pełni akceptującego nie tylko homoseksualizm, ale i sceniczny żywot swojego ojca. To było posunięcie dość ryzykowne, zwłaszcza że jest to rzecz z 1994 roku. A jednak maluch wydaje się uzupełniać wypindrzonego geja, jest jego naturalnym spełnieniem: kochający i rozumiejący, nie ocenia wyborów swoich atypowych rodziców, tylko łagodnie się w nie wpasowuje. A teraz wyobraźmy sobie taki obraz dzisiaj, Anno Domini 2023. Zakład, że prawicowe portale pękałyby w szwach od krytyki dzieła, w którym dziecko kibicowałoby swojemu wymalowanemu tatusiowi? :) Znając życie, to niespełna trzydzieści lat po premierze „Priscilli” ludzie w Polsce nie są ani trochę bardziej tolerancyjni.
Warto obejrzeć. Nawet jeśli tylko dla widoku genialnych kreacji i pustynnego krajobrazu, na którego tle błyszczą piórka, cekiny i atłasy.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Kultura