Od jakiegoś czasu toczy się polemika (czy może wręcz batalia) o kontrowersyjny podręcznik do przedmiotu „historia i teraźniejszość”. Czy jest on naprawdę aż tak byle jaki, jak to sugeruje lewica? Cóż, moim zdaniem warto zapoznać się z długim, lecz wielce smakowitym tekstem osoby, która go przeczytała:
Przyznam szczerze: zaskoczył mnie aż tak niski poziom tekstu. Autor przeskakuje z tematu na temat, poszczególne zjawiska nie są w żaden sposób pogłębione, a jeśli są – ma to funkcję wyłącznie ideologiczną, najczęściej wzmocnienia negatywnej oceny. Są w tekście takie momenty, gdy wydaje się to całkiem niedorzeczne, ponieważ Roszkowski opisuje coś, co po prostu jest złożone, a i tak skutecznie unika jakichkolwiek niuansów.
Jest to jednoznaczna krytyka lektury, która wydaje się być chorobliwie tendencyjna i płytka, by nie rzec głupia. Profesor Roszkowski popełnił rzecz tak dalece niedoskonałą, że trudno znaleźć w niej jakieś pozytywy. Co mu przyświecało, kiedy płodził kolejne potępiające zmiany obyczajowe zdania? Co chciał przekazać swojemu czytelnikowi? Czy marzył o tym, by jego dzieło wywarło na młodzież jakiś wpływ? A może po prostu napisał to, co był zdolny napisać, bez silniejszej myśli przewodniej?
Najgorszą winą tego podręcznika wydaje się być odejście od suchej prezentacji faktów na rzecz nachalnego moralizowania. Kto zna młodzież, ten wie, jakie ma ona podejście do samozwańczych stróżów moralności. Pan Roszkowski tęskni za czasami, do których wrócić nie może, które są żywe jedynie w fantazjach jemu podobnych konserwatystów. Próby uchronienia młodych przed mackami libertyńskiej popkultury okażą się równie skuteczne, co zawracanie rzeki kijem.
Co ciekawe, przeciwko tej książce buntują się także ludzie starsi. Czy rację ma pan Przemysław Czarnek, kiedy zarzuca on lewicy, że nienawidzi tworu profesora R., gdyż opisuje on (w czarnych barwach) życie ich rodziców? Może i coś w tym jest, ale przypuszczam, że lewactwo zwyczajnie chce zachować swoją nieformalną kontrolę nad edukacją. I prawdopodobnie im się uda, gdyż oferuje młodzieży znacznie ciekawsze życie niż dzisiejsza prawica, która z kolei bredzi o cnotach, etyce i religii. Żeby być poważanym przez młodych, trzeba być nieprzeciętnie charyzmatycznym, błyskotliwym i... atrakcyjnym. A tych przymiotów chyba panu R. brakuje.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo