Kto to jest konserwatysta? Tak swoimi słowami, moglibyście napisać? Czy rację ma autor poniższego artykułu, że kiedyś to słowo oznaczało coś dobrego?
Już niedługo ludzie będą uważali, że konserwatysta ma być uczciwy jak Czarnecki, mądry jak Czarnek, skromny jak Glapiński, elokwentny jak Kaczyński, umiarkowany jak Terlecki, a do tego wciąż myśleć o seksie – niczym biskup, którego tu nie wspomnę – i mieć z tego powodu bezustanne wyrzuty sumienia.
Dla mnie konserwatysta to osoba, która kurczowo trzyma się przeszłości (czasami teraźniejszości, aletylko w wybranych aspektach) i narzeka na szeroko pojęty postęp, przypisując mu zepsucie obyczajów, atrofię moralności i degenerację ludzkości w ogóle. Sprzeciwia się nagłym zmianom, twierdząc, że dobrze jest, jak jest, a najlepiej to już w zasadzie było, tylko te wredne komuchy, socjaliści, liberały, libertyni tudzież inna swołocz wszystko spaprali. Walka o prawa mniejszości to dla niego absurd, uważa bowiem, iż mniejszości mają się znakomicie i chcą jedynie pasożytować na „normalnej” większości. Na ogół przychylny religii, wielbiący tradycję i sprzyjający kapitalizmowi, konserwatysta jest naturalnym oponentem dla każdego, komu nie podoba się świat i chciałby go uczynić lepszym miejscem. Nie ruszaj, nie ingeruj, nie modyfikuj, bo możesz coś pogorszyć! – krzyczy standardowy konserwatysta i pomstuje na tych, co nie są zadowoleni ze statusu quo. Jedną ze sztandarowych cech takiego człowieka jest błogie samozadowolenie oraz pewność, że znajduje się w „posiadaniu” prawdy o tym, co Dobre, Mądre i Piękne.
Dlatego ja na takich ludzi patrzę zawsze z dużą podejrzliwością. Nawet jeśli są oczytani, elokwentni i bystrzy, to nie posiadają zdolności do wczucia się w drugiego człowieka i zrozumienia, że to, że im samym jest dobrze, nie oznacza, że dobrzej jest wszystkim innym. Nawet jeśli stanowią rozsądną alternatywę dla gorączkowych zrywów młodych, napalonych rewolucjonistów, to lepiej im władzy do rąk nie dawać, sympatyzują bowiem z domorosłymi moralistami pokroju pana Czarnka, pana Jędraszewskiego czy nawet pana Rydzyka. Pogadać z nimi można, owszem, gdyż zazwyczaj przewyższają wiedzą statystycznego obywatela. Niemniej jednak jest to etyczny, obyczajowy i prawny beton, kierujący się sentymentem do (słusznie) minionych epok.
Nigdy nie zagłosuję na partię, która jest ze swej natury konserwatywna, nawet gdyby żarliwie podlizywała się młodym czy obiecywała Kowalskim przysłowiowe gruszki na wierzbie (typu dodatkowy zastrzyk gotówki). Mam już serdecznie dość przyspawanych do stołka (mentalnych) staruchów, którzy albo nie wiedzą, albo mają gdzieś to, co interesuje przeciętnego Polaka. Zamiast promowania ideologii, swoich własnych „wartości” czy etyki, chcę partii składającej się z nowoczesnych ekspertów, którzy uporają się z burdelem w służbie zdrowia, edukacji, wojsku, państwowych spółkach, bankach, na rynku mieszkaniowym, etc; którzy nie będą gibać się jak małpy do taktu religijnych piosenek na kościelnych imprezkach, tylko zajmą się palącymi problemami społeczeństwa, np. tym, że połowa z nas zapieprza za najniższą krajową czy popada w spiralę długów; którzy wreszcie postawią na racjonalną, przyjazną środowisku gospodarkę i wezmą się za przemysłowych trucicieli, a sam dobrostan natury stanie się dla nich priorytetem.
Czy taka partia istnieje? Niestety, chyba jeszcze nie. Ale do wyborów pozostał rok, więc nie wolno tracić nadziei.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo