Niestety, pojechaliśmy całą rodziną do zamojskiego zoo. Dlaczego niestety? Bo do zoo chodzić nie należy. Oto powód:
Sytuacja zwierząt w zoo przypomina karę dożywotniego więzienia. Zamknięte w klatkach, ciasnych pomieszczeniach i na niewielkich wybiegach, świat oglądają jedynie spoza krat albo szyby. Na noc i w okresie zimowym zamykane są zazwyczaj w ciemnych betonowych celach. Zwierzęta pokonujące w stanie natury duże odległości w poszukiwaniu pożywienia, mogą jedynie chodzić dookoła klatki albo znudzone przesypiać całe dnie. Zamiast zielonych liści wokół siebie mają jedynie szare ściany, pod nogami nagi beton, zamiast rzeki niewielką sadzawkę. Zamknięte w wolierze, wpatrujące się apatycznie w niebo ptaki, nigdy nie polecą nad łąkami, a miejsca wystarcza im jedynie na rozpostarcie wielkich skrzydeł i przeskoczenie z półki na gałąź.
Wbrew naszym pobożnym życzeniom, [zwierzęta] nie są szczęśliwe, nie cieszą się, że opiekuje się nimi lekarz, i nie są wdzięczne za to, że nie muszą się martwić o następny posiłek. Tylko nieliczne chcą się rozmnażać. Niektóre umierają z żalu. Nawet jeśli bezpośrednią przyczyną zgonu jest choroba, to rozwija się ona w wyniku silnego stresu. Są także zgony, które do złudzenia przypominają samobójstwo. Dzikie zwierzęta potrafią się zagłodzić, czyli zabić w jedyny znany sobie sposób. (J. Masson, S. McCarthy „Kiedy słonie płaczą”)
No to dlaczego pojechałam do tego zoo? Bo uległam namowom Lubego, który chciał pokazać dziecku zwierzęta. Tak, zobaczyliśmy je. Piękne, nieszczęsne zwierzaki. Pozamykane w niewielkich klatkach, chadzające na ograniczonych wybiegach. Najbardziej żal mi było niedźwiedzia, który miał do dyspozycji naprawdę małą przestrzeń. Smutno było na to patrzeć.
Tak więc moim zdaniem nie warto było tam jechać. Ale nasze maleństwo się cieszyło. Jak to dziecko. Dzieci nie mają jeszcze prawidłowo uformowanej empatii i postrzegają świat w kategoriach zysku-straty. Dla naszej córki wyjazd do zoo był dużym plusem. A i tak najbardziej podobały jej się... króliki. :) Bo mogła je pokarmić i pogłaskać. A mnie nawet tych królików było żal.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo