Jak przez mgłę pamiętam jedną z lektur ze studiów, czyli powieść Aldousa Huxley'a pt. „Nowy wspaniały świat”, która wydaje się o wiele trafniej niż dzieło Orwella opisywać przyszłość, czyli już naszą teraźniejszość. Mamy ultrakonsumpcjonizm? Mamy. Mamy narkotyki? Mamy. Mamy szukanie niewybrednych rozrywek? Mamy. Mamy wreszcie unikanie wychowywania dzieci? Też! I o tym ostatnim aspekcie chciałabym dzisiaj napisać.
Niedawno popełniłam wpis pt. „Czy warto mieć dzieci?” Była to notka w formie refleksji nad zakreślającą coraz szersze kręgi celową bezdzietnością oraz rodzicielstwem w ogóle. Mnie samej macierzyństwo przysparza pewnych, hmm, trudności, nie potrafię bawić się z dzieckiem, szybko mnie to nudzi, niemniej bardzo je kocham i cieszę się szalenie, że pojawiło się w moim życiu. Bo i cóż może być piękniejszego niż taki mały szkrab, który zarzuca ci rączki na szyję i mówi, że cię kocha? To są momenty, kiedy życie nabiera sensu. Nawet jeśli bez dziecka byłoby mniej wydatków, kłopotów, nerwów, frustracji, to byłoby jednocześnie o tyle mniej SENSU właśnie. A zapewniam, że dziecko mam trudne. :)
Są jednak wśród nas ludzie, którzy z własnej, nieprzymuszonej woli rezygnują z cudu (i mozołów) rodzicielstwa. Nie dlatego, że ich nie stać na potomstwo, że są chorzy, samotni, ubodzy, że mają jakieś problemy ze sobą. Po prostu nie mają ochoty wychowywać dzieci, jest to dla nich rzecz całkowicie zbyteczna. Moim zdaniem szalenie dużo tracą, ale z drugiej strony, czy oni sami nie wiedzą lepiej, co jest dla nich samych właściwe? Czy życie bez dzieci nie ma żadnego znaczenia? Czy musi być jałowe i bezmyślne, jak w powieści Huxley'a? Mam przyjaciółkę, która za dziećmi przepada, jednak sama nie znalazła sobie męża i pozostała bezdzietna. Czy jej życie jest pozbawione radości, szczęścia, miłości? Oczywiście, że nie.
Od zarania dziejów ludzkość wymyślała najróżniejsze sposoby na zapobieganie ciąży. Wszystko po to, by cieszyć się bezpiecznym seksem bez konieczności tworzenia nowego życia. Jednak dopiero wiek dwudziesty zapewnił nam (czyli głównie białym i żółtym ludziom) możliwość uniknięcia poczęcia podczas ZNACZNEJ WIĘKSZOŚCI stosunków. I zaczęliśmy z tego korzystać bez opamiętania, często poprzestając na jednym potomku. Nasze prokreacyjne „skąpstwo” doprowadzi niedługo do katastrofy na rynku pracy, a w naszym kraju do zapaści systemu emerytalnego. Tylko... co z tego? Czy jakikolwiek człowiek zdecyduje się na dziecko dla dobra społeczeństwa? Jako naród, ba, jako biała rasa – jesteśmy na dobrej drodze do wyginięcia. Oczywiście to tylko prognoza na dzisiaj. Zapewne do tego nie dojdzie, gdyż jest nas na tyle dużo, że możemy spokojnie czekać na cud, czyli np. na jakiś kataklizm, który zweryfikuje nasze priorytety. :)
Czy chęć do pozostania bezdzietnym można (wolno) w ogóle wartościować? Czy ocenianie tak intymnych wyborów licuje z rozumnością i tolerancją współczesnego człowieka? Przecież nie każdy nadaje się na rodzica. Jak dla mnie to wspaniale, że CZĘŚĆ populacji z własnej woli decyduje się na rezygnację z tego daru, gdyż – brzydko mówiąc – nie każdy jest go godzien. Jeśli ktoś nie ma zapału, dobrej woli, cierpliwości i szacunku dla malutkich ludzi, to jakim będzie ojcem czy matką? Czy nie lepiej, by realizował się w inny sposób? Skoro nie czepiamy się księży, zakonników i zakonnic, że odtrącają „obowiązek” reprodukcji, to po cóż czepiać się szczęśliwych bezdzietnych par? Żyjmy i dajmy żyć innym.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości