Czasami niewidoczne na tle ważniejszych spraw drobiazgi okazują się poniewczasie naprawdę istotne. W całym tej zamieszaniu związanym z delegalizacją aborcji w USA (czy raczej z odmową przyznania do niej prawa każdej kobiecie w kraju) najciekawsze jest przecież to, co teraz będzie z antykoncepcją i związkami homo:
"(Decyzja w sprawie) Roe była rażąco błędna od początku. Jej uzasadnienie było wyjątkowo słabe, a decyzja miała szkodliwe konsekwencje. Zamiast narodowego rozstrzygnięcia kwestii aborcji, Roe i Casey zaogniły debatę i pogłębiły podziały" - napisał w opinii większości sędziów sędzia Samuel Alito. Stwierdził, że konstytucja USA nie mówi nic na temat prawa do aborcji, wobec czego Sąd Najwyższy nie powinien był w sprawie Roe uznać je za konstytucyjne prawo.
Alito dodał też, że wyrok nie wpływa na inne wyroki dotyczące praw niewyrażonych bezpośrednio w konstytucji. Mimo to sędzia Clarence Thomas stwierdził w swojej opinii, że SN powinien ponownie rozważyć sprawy, które ustanowiły legalność małżeństw homoseksualnych i prawo do antykoncepcji.
No i co państwo na to? Jak to się skończy? Czy to jak zwykle tylko głupie straszenie i nic z tego nie wyniknie, czy też w przyszłości, pod wpływem strachu przed wyludnieniem Ameryki Północnej (a już teraz mają oni problem z demografią) zostanie zakazana antykoncepcja, a może nawet związki osób tej samej płci? Miejmy nadzieję, że to tylko fantazje zidiociałego konserwatysty. (Czy w ogóle ktoś widział mądrego konserwatystę?)
Haniebny powrót po wcześniejszym zadeklarowaniu się, że nigdy tu już nie wrócę. :/
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka