Sporo piszę o Kościele i jego rychłym – jak przewiduję – końcu. Dlaczego? Dlatego, że fascynują mnie przemiany, jakich jestem – za pośrednictwem mediów – świadkiem. A sam Kościół to poniekąd moje hobby-horse, aczkolwiek w sensie negatywnym. No więc piszę i piszę, a niektórzy wtórują mi w mojej uciesze, inni jednak krytykują takie nastawienie i przestrzegają przed konsekwencjami wejścia w okres totalnej laicyzacji. Co by o tym jednak nie myśleć, ten scenariusz jest już chyba przez Pana Boga zatwierdzony. Czy nam się to podoba czy nie, Polska podąży śladem Francji i Irlandii, gdzie znaczenie instytucjonalnej religii znacznie w ciągu ostatnich dekad osłabło. Zwłaszcza młode pokolenie odrzuca doktrynę, w którą bezkrytycznie wierzyli ich pradziadkowie i nieco konformistycznie dziadkowie i rodzice.
Można by, naturalnie, powiedzieć z przekąsem, że pokoleniu przyzwyczajonemu od dzieciństwa do smartfonów, wirtualu i YouTube'a po prostu się w tyłkach poprzewracało i dlatego odrzuciło wartości inne niż konsumpcjonizm. Byłoby to jednak nadmierne uproszczenie. Powodów galopującej sekularyzacji jest kilka, między innymi fatalna ewangelizacja, byle jakie katechezy w szkole, jawność upadku moralnego hierarchów Kościoła oraz zwykłych proboszczów, absurdalne dogmaty (grzech pierworodny, dziewictwo Maryi, nieomylność papieża) i przede wszystkim – szalony indywidualizm, nakazujący słuchać wyłącznie wewnętrznego głosu sumienia, a nie nauk jakiejkolwiek instytucji. Wskazywanie winnych nie ma jednak większego sensu. Na miejscu Kościoła należałoby raczej pójść nieco „za światem”, pokajać się za dawne przewinienia i stanąć po stronie pewnych uniwersalnych wartości, bez których trudno mówić o prawdziwym człowieczeństwie. Że co? Że Kościół już przepraszał, a jego nauki są właśnie zbiorem powszechnie szanowanych praw? Niekoniecznie. Jak na razie przykład idący ze strony kleru wskazuje raczej na umiłowanie dóbr doczesnych i władzy. Zabrakło pokory, mądrości, szlachetności. Paru lepszych księży Kościoła nie naprawi.
Nie jestem jedyną, która pisze o końcu pewnej epoki. Salonowy prorok ZetJot również bardzo martwi się upadkiem kultury, który wieszczyć ma zanik międzypokoleniowego przekazywania wiary. Według niego ja, przedstawicielka gimbazy :))), powinnam przekazywać swojemu potomkowi wiarę, jeśli zależy mi na trwałości przekazu kulturowego. Oczywiście jest to łatwa do zmiecenia z powierzchni poważnych rozważań bzdura. Po pierwsze dlatego, że wiara bez uczynków jest martwa, a ja na pewno nie wdrożę dziecku moralności, której sama nie wyznaję. Po drugie, ZetJot kompletnie ignoruje fakt, iż wartość religii zależy wyłącznie od tego, co oferuje JEDNOSTKOM (wiedzę o świecie fizycznym + ścieżkę ku życiu wiecznemu), a nie od tego, jak wpłynęła przez tysiąclecia trwania na rozwój danej cywilizacji. Nawet najbardziej płodna i szlachetna religia, ideologia czy filozofia musi umrzeć, jeśli nie przemawia do każdej jednostki z osobna.
Dlaczego jednak mamy się przejmować duchową rewolucją, skoro stoimy u progu FIZYCZNEJ zapaści? Dzietność Polek to jakiś żart, niedługo zaczniemy najzwyczajniej w świecie wymierać. Nie twierdzę, że musimy się tym frasować już teraz, mamy jeszcze odrobinę czasu, lecz rządy powinny zacząć jak najszybciej wdrażać jakieś środki hamujące upadek systemu emerytalnego, opierającego się na wypłacaniu starszym środków z bieżących składek. Co natomiast proponuje nam nasza miłościwie nam panująca partia?
GUS alarmuje, że stoimy nad przepaścią demograficzną, a zdaniem PiS remedium na ten kryzys byłoby 700 plus zamiast dotychczasowego 500 plus. Otóż nie, nie byłoby.
Jak już niejednokrotnie pisałam, remedium (przynajmniej chwilowym) na niż demograficzny będzie zapewne przyspieszona (czyli wsparta odgórnymi zachętami) imigracja. To jednak również oznacza kulturową wywrotkę, albowiem przybysze przyniosą ze sobą własne wartości, przekonania i zasady. Nie ma co się łudzić, że unikniemy wielkiej, pięknej katastrofy, jaką jest solidna modyfikacja naszej cywilizacji, możemy ją co najwyżej odwlec. Pisząc o modyfikacji liczę na to, iż pewne fundamenty pozostaną nienaruszone. Polska to kraj biedny, głupi i prostacki, lecz mimo wszystko wolę nasz światopogląd mający korzenie – także – w chrześcijaństwie niż mentalność Afryki, Indii czy Chin.
No dobrze, a teraz pytanie do Was: będzie Wam szkoda świata, który bezpowrotnie przemija? Świata, który dawał Wam poczucie pewności i oparcie we własnych zapatrywaniach, który kojarzyć się może głównie z bezpieczeństwem i stabilnością? Założę się, że tak. Tylko co zrobiliście, by uniknąć tej „tragedii”? Mieliście więcej niż dwoje dzieci? Przekazaliście im wiarę w wyjątkowość i mądrość Kościoła? A może sami stosowaliście antykoncepcję, uprawialiście seks przed ślubem, olewaliście msze święte, nie szanowaliście księży, pracowaliście w niedzielę bez potrzeby, czy nawet wyjechaliście z Polski, by zasilić sobą inny naród? Nie zamierzam Was osądzać, po prostu wskazuję na możliwe przyczyny obecnego stanu rzeczy: wymierające społeczeństwo i rozbicie katolickiej kultury. Tak czy siak, już pozamiatane.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo