Dzisiaj porcja prościutkich wynurzeń, więc jeśli ktoś ma ochotę na głęboką filozofię, niech jej tutaj nie szuka. :)
No cóż... Zacznijmy od tego, że uogólnienia są niedobre, niemniej jedna zasada sprawdza się na tym świecie niemal zawsze: każdy uważa, że to on ma rację, że to jego poglądy są słuszne, a poglądy strony przeciwnej – złe, błędne, głupie. Naturalnie niektórzy mają wątpliwości, zastanawiają się, są skłonni do dyskusji, a bywa, że szanują cudze zapatrywania; jednak to nie oznacza, że sami nie mają żadnych, a własne jest jednak zawsze lepsze od cudzego. Przecież gdybyśmy swoje przekonania uznali za niewłaściwe, to byśmy je zmienili, prawda? Całe nasze postępowanie jest oparte na tym, co MY uważamy za godziwe i prawidłowe.
Rzecz w tym, że większość naszych opinii jest całkowicie subiektywna, ba!, zależna od naszego (stałego) temperamentu oraz (chwilowych) nastrojów. Trzymamy się jednak kurczowo tych opinii, ponieważ są częścią naszej wewnętrznej tożsamości. I tak oto rodzą się na świecie naturalne konflikty, które czasami owocują przelewem krwi. Jak nie grupy, to przynajmniej jednostki się ze sobą poprztykają. A to pójdzie o aborcję, a to o Kościół, a to o LGBT, a to o PiS contra antyPiS, a to o ekologię... I tak w koło Macieju. Ciągle pojawiają się nowe powody do kłótni, wykwitają nowe spory, pojawia się kolejna sprawa, o którą warto walczyć. Nie ma i nie będzie jednomyślności – i dobrze. Nie sposób jednak osądzić, kto ma rację, jeśli wszystkie poglądy są oparte na moralnie względnych założeniach.
Ano właśnie – czy istnieje moralność obiektywna, którą można udowodnić na przykładzie faktów, a nie na zasadzie światopoglądowego uniwersalizmu? Wydaje się to niemożliwe. Jezus powiedział, że dobre jest to, co przynosi dobre owoce. Tymczasem nawet owoce naszych postępków można różnie oceniać. Ktoś, kto chce zmieniać świat na lepsze, uczyni go dla części populacji piekłem. I na odwrót – pogarszając czyjeś warunki życia, polepszamy je komuś innemu. Trudno jest zatem ocenić, co jest obiektywnie słuszne, a co nie, skoro efekty naszych działań mogą się jednocześnie i podobać, i nie podobać.
Jak więc możemy się dogadać – my, rodziny, społeczności, społeczeństwo, ludzkość? Czy istnieje możliwość wspólnego, choćby i mozolnego dochodzenia do Prawdy o tym, co Dobre, a co Złe? Czy też skazani jesteśmy na niekończące się utarczki? Wszyscy wiemy, iż większość nie ma patentu na rację, a czasami jest wręcz bezbronna wobec aktywnych działań mniejszości, która wymusza na reszcie bliźnich wielkie zmiany. Aktualnie prym wiedzie lewicowa narracja, postęp za wszelką cenę, burzenie starych wartości. Niewykluczone, że z jakiś czas wahadło dziejów przegnie się w drugą stronę i ton publicznej debacie zaczną nadawać prawicowcy.
Czy pogodzić nas może Prawo Boże? Prawo naturalne? Stanowione? Obyczajowość? Dekalog? Wystarczy, że wyłamie się jedna osoba, a za nią pójdą inne. Wszystko jest „skażone” subiektywizmem, względnością , stronniczością i uznaniowością. Każdy obstaje przy swoim i nie chce się zmieniać, tylko dąży do zmieniania świata. Być może ta nieustanna walka pomiędzy wieloma frakcjami stanowi siłę napędową historii, ergo: jest potrzebna i wartościowa. Ale koszty tej walki są wysokie: ktoś zawsze przegra, będzie sfrustrowany, upokorzony, nawet zniszczony. Oczywiście prędzej czy później zawsze podnosimy się z upadku i dalej walczymy z „niesprawiedliwością”. Bez końca.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości