Karolina Nowicka Karolina Nowicka
1417
BLOG

Życie na kocią łapę - pochwalać, ganić czy wzruszyć ramionami?

Karolina Nowicka Karolina Nowicka Styl życia Obserwuj temat Obserwuj notkę 230


Decydując się kilkanaście lat temu na wspólne zamieszkanie bez ślubu nie myślałam (chyba), jak szybko ten „model życia” stanie się popularny. W przeciwieństwie do starszych generacji, młodzi nie mają już takiego parcia na zaobrączkowanie siebie i partnera/partnerki. Z czego to wynika?

Tradycyjne małżeństwa z przysięgą przed ołtarzem lub przed urzędnikiem dominują, ale ich liczba spada. W 2008 r. zawarto ich 258 tys., w 2020 r. już 145 tys. Pandemia ten trend wzmocniła – oceniają autorzy badań.

Zapytano ponad tysiąc 18–30-latków, jak widzą bycie razem. Wnioski? O trwałym związku opartym na ślubie myśli ponad 60 proc. młodych ludzi, ale tylko 42 proc. chciałoby wziąć slub kościelny, a 18 proc. – cywilny. Najmłodsi (18-20 lat), jeśli kiedyś się zdecydują, to aż 61 proc. wybierze ślub świecki. Jednak już co trzecia osoba chce żyć w luźnym związku i nie zamierza tego formalizować. Ale ponad połowa – jeśli ich związki się sprawdzą – myśli, by kiedyś to zrobić. Młodzi chętnie zamieszkują razem – żyją bez podpisów i przysięg.

Jak widać lawinowo narastająca w populacji laicyzacja idzie w parze z odrzucaniem starych schematów, które dla dzisiejszych 50-parolatków i starszych były – jak mniemam – oczywistością. Konkubinat kojarzył się kiedyś z czymś gorszym, może nawet z bytowaniem na granicy prawa; pachniał meliną i przemocą domową. Obecnie zaś awansował do rangi jednej z pełnoprawnych dróg życia. Nawet jeśli statystycznie wciąż więcej agresji, awantur i alkoholizmu jest wśród par żyjących na kocią łapę, to społeczny odbiór tej formy związku diametralnie się zmienił. Już chyba tylko najzatwardzialsi katolicy besztają swoje dorosłe dzieci za brak sakramentu. Coś mi się wydaje, iż większość rodziców skapitulowała w obliczu powszechnego lekceważenia tradycji przez ich pociechy i pogodziła się z tym, że szczęściem będzie, jeśli w ogóle doczekają się wnuków.

Takie są owoce wolności obyczajowej, dobrobytu, szerokiej gamy dostępnych stylów życia tudzież malejącego wpływu tzw. autorytetów moralnych. Kościół w zastraszającym tempie traci wiernych, rozrodczość pikuje w dół jak torpeda, a instytucja małżeństwa jest traktowana jak starzejąca się ladacznica, której wdzięki dawno już przestały kusić amatorów amorów. To ostatnie jest typowym znakiem naszych czasów, czasów niesłychanej wręcz swobody seksualnej, ale także zaniku wiary w to, że mężczyzna i kobieta powinni się ze sobą związać na całe życie. Być może młodzi nie wierzą już w sens przysiąg, gardzą obrączkami, papierkami i podpisami, a doświadczenie rozwodzących się i często szarpiących w sądzie rodziców, krewnych czy znajomych ze starszego pokolenia zniechęca ich do tego poważnego kroku. A może po prostu dorosła nam generacja nienawykła do trudu, zrażająca się przy byle konflikcie i bez przerwy rozglądająca się za czymś (kimś) lepszym? Może dzisiejsi młodzi są mniej odporni psychicznie, mniej zdeterminowani, by walczyć o utrzymanie małżeństwa? Nie można tutaj lekceważyć jednoznacznego przekazu popkultury, która promuje życie łatwe, przyjemne i nierzadko rozwiązłe.

Jak ostatnio sprawdzałam, jedna piąta polskich dzieci rodzi się poza uświęconymi więzami małżeńskimi. W krajach Zachodu jest ich pewnie więcej, lecz nie patrzmy w tę stronę, nie musimy ich wszak naśladować. Zaraz, czy aby na pewno? Jakoś tak się składa, że co Zachód przerobił, biorąc na klatę zarówno dobre, jak i złe owoce (nieuchronnego?) postępu, to polscy młodzi niemal na pewno zaadaptują do swoich potrzeb, na co wskazuje chociażby rosnąca akceptacja dla związków jednopłciowych. Do czego to doprowadzi? Czy powinniśmy się bać? Pozostaje mieć nadzieję, że przynajmniej z rodzicielstwa nie będzie można się tak łatwo wymiksować jak ze związku. Rodzice wciąż jeszcze czują odpowiedzialność za swoją progeniturę. I oby to się nie zmieniło.


Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (230)

Inne tematy w dziale Rozmaitości