Dlaczego bloger Photograph dokonał apostazji? Dlaczego napisał o tym długą, szczerą notkę? I czy to ma jakieś znaczenie? Odczytuję wyznanie owego pana jako żarliwy manifest krystalizującej się tożsamości, reprezentację prawdy w morzu pseudochrześcijańskiej obłudy. Na blogera Photographa posypały się obelgi, np.: „Dlaczego wrogowie Boga muszą być aż tak głupi i żałośni?”. Photograph milczy. I dobrze, z chamami się nie należy dyskutować. Co samej sobie przypominam.
Był czas, kiedy chciałam wbrew własnemu światopoglądowi ochrzcić dziecko. Nie po to, żeby wpajać mu zasady głoszone przez Kościół, gdyż sama według nich nie żyję. Zależało mi jednak, żeby córka należała do kręgu tzw. cywilizacji chrześcijańskiej. Z jakiegoś powodu szanowałam ten świat, uważałam, że jest lepszy od agresywnie ateistycznego czy fanatycznie islamskiego, jakie zwalają nam się na głowę. Teraz już tak nie myślę. Kiedy czytam, co piszą tzw. chrześcijanie (może nawet katolicy), to za głowę się łapię, jak można być tak prymitywnym, wulgarnym, tępym... To właśnie zwykli ludzie, zwykli komentatorzy sprawili, że nie chcę już, by moje dziecko zaliczało się do ich grona. Ci ludzie nie tworzą cywilizacji, którą mogłabym szanować.
Ale i sama instytucja Kościoła tchnie moralną zgnilizną. Co wystąpienie hierarchy, to przekonanie o swojej wyższości, banały, pomstowania, moralizowanie, albo jakiś idiotyzm, czasami może i palnięty w dobrej wierze (jak wypowiedź biskupa Długosza o wybaczaniu księżom-pedofilom). W tej sytuacji najuczciwsze byłoby wystąpienie z szeregów oficjalnych katolików. Czy powinnam dokonać apostazji? W sumie to bardziej kwestia smaku niż moralności. To trochę jak legitymacja partyjna, której zaczynamy się wstydzić.
A jednak... mi się nie chce. Z czystego lenistwa olewam formalności, udaję, że mnie to nie dotyczy. Może kiedyś. Kiedy już przeleje się czara goryczy, spowodowana głupotą zagorzałych wierzących. Kiedy nie będę mogła wytrzymać myśli, że w pewnym sensie jestem jedną z nich. Może kiedy Kościół skundli się do imentu swoim żałosnym skowytem, jaki to on jest atakowany i prześladowany. Na razie wzruszam ramionami i grzecznie mówię: „Nie, dziękuję”. Nie walczę z wami, tylko omijam. Nie oferujecie autentycznej eudajmonii.
Komu jednak mówię owo „nie”? Przecież nie Bogu. Bóg prawdopodobnie nie ma nic wspólnego z cywilizacją pseudomiłości (a w gruncie rzeczy wrogości) bliźniego, z kodeksem pozbawionym prawdziwej mądrości, z szeregiem podstarzałych hierarchów, pouczających nas, jak żyć. Odrzucam instytucję i histeryczny w swojej wierności Kościołowi motłoch, który węszy wokół cudzej dupy, kiesy, wiary. Nie odrzucam natomiast możliwości istnienia Absolutu. Wierzę w życie duszy po śmierci ciała, w świat pozazmysłowy, w konieczność etycznego doskonalenia się. To pozwala jakoś funkcjonować, mieć nadzieję... na co? Chyba na to, że to wszystko ma sens.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo