Jakby to mogło być...
Wstałem z trudem, przyznaję. Ciało ciążyło niczym napełniony wodą i przywiązany do nóg balon. Powinienem był się domyślać, co się wkrótce wydarzy, lecz głowę zaprzątały mi pozorne drobnostki, bez których jednak nie sposób się obejść: jak wziąć prysznic bez rozchlapywania wody na całą łazienkę, najeść się resztkami z lodówki, wcisnąć się w coraz węższe spodnie, wreszcie - zejść ze schodów i złapać autobus. To ostatnie zwłaszcza zdawało się przerastać moje możliwości, gdyż otłuszczone cielsko ledwo zipało i nie pozwalało się szybko przemieszczać.
Widziałem zgorszone miny przechodniów, taksujących wzrokiem moją obrzmiałą sylwetę. Jedna kobieta w chustce okalającej pomarszczoną gębę cisnęła w moją stronę:
- Ja pana chyba zadenuncjuję.
Przez moment drgałem w środku ze strachu, lecz perspektywa przegapienia autobusu mocniej działała na wyobraźnię. Resztką sił dopadłem do wejścia 55-tki i wcisnąłem się do środka, wywołując kilka nieprzyjemnych, acz dość ogólnikowych komentarzy.
A potem cały dzień w okropnej pracy w Urzędzie Statystyk. Gdzie, notabene, też otrzymałem swoją porcję niechętnych spojrzeń. Wszyscy wyglądali przepisowo, tylko ja nie mieściłem się w skali. Baryła pętająca się pomiędzy trzcinami. Nikt jednak nie powiedział mi tego wprost.
Ktoś jednak musiał w końcu donieść. Wróciłem do domu o zwykłej porze, a oni już na mnie czekali przed moim mieszkaniem. Było ich trzech, zapewne na wypadek, gdybym stawiał opór. Wszyscy w podrzędnych garniturkach, aczkolwiek jeden miał naprawdę elegancki krawat. Ten akurat był postawny i gładko uczesany. Drugi, odziany na szaro, straszył paskudną końską gębą. Trzeci wyglądał do bólu przeciętnie.
Odezwał się do mnie ten z brzydką mordą:
- Dzień dobry panu, jesteśmy z Zdrovixa, zapewne słyszał pan o nas. Zajmujemy się ochroną zdrowia obywateli. - Widziałem, że istnieje taka organizacja rządowa, nie miałem jednak pojęcia, jakie ma uprawnienia, więc milczałem. - Możemy wejść i porozmawiać?
- Naturalnie, proszę. - Otworzyłem drzwi.
Weszli gładko niczym śliskie węgorze. A ja już wiedziałem, co za chwilę usłyszę, jak bardzo będę musiał się wstydzić i... co ja właściwie mam na swoją obronę?
- Nie ma co tego przeciągać, zapewne i panu zależy na czasie - odezwał się przeciętniak. - Sam pan chyba się domyśla, w jakiej sprawie pana nachodzimy - i zawiesił głos, jakby czekał na moją replikę.
- Nooo, więc... - rozłożyłem ręce, przywalony głazem poczucia winy.
- Nie wygląda to dobrze. Sam pan rozumie. Jest pan zdecydowanie poza skalą. Przy pana wzroście, to na oko powinien pan ważyć nie więcej niż 90 kilo. A ile pan waży?
- Nie ważyłem się ostatnio. Ale rozumiem, że... - i znowu zamilkłem, skruszony.
- Mamy dwa wyjścia - rzekł ten z eleganckim krawatem. - Albo zgadza się pan na leczenie stacjonarne, oczywiście będąc pod systematycznym nadzorem, albo przewozimy pana już dzisiaj do szpitala w Chociewicach. To naprawdę dobry ośrodek, nie będzie pan żałować. Na pana miejscu wybrałbym tę drugą opcję, ma pan gwarancję dojścia do przepisowej wagi w ciągu trzech miesięcy.
- Mam zostawić mieszkanie i pracę na trzy miesiące?
Lekko parksnęli śmiechem, patrząc po sobie.
- Proszę pana, pańska sytuacja kwalifikuje pana do natychmiastowego zwolnienia lekarskiego - mruknął elegancki. - A w mieszkaniu nie zostawia pan niczego, co by wymagało stałej uwagi, prawda? Nawet zwierząt nie widzę.
- Musiał pan sobie szyć ubrania na miarę, czy nie tak? - dopytywał koński mordziak. - Ubrań na pana posturę nie ma już w normalnej sprzedaży, przynajmniej po Akcie Zdrowia.
Sapnąłem ze złością. Może i miałem te 20 kilo nadwagi, lecz byłem przecież istotą ludzką.
- Panowie wybaczą, ale mam chyba jakieś prawa. Mogę chyba się zastanowić, a nie tak od razu podejmować decyzję. Przyznam, że wyjazd byłby mi nie na rękę.
Przeciętniak podszedł do mnie i wykonał przyjazny gest.
- Rozumiemy pana, lecz proszę i nas zrozumieć: doszło do naruszenia Aktu Zdrowia. Pańska waga przekroczyła normę o co najmniej 30 %. Prosimy o udzielenie odpowiedzi, jak pan chce się leczyć.
- No to stacjonarnie, u siebie! - niemal krzyknąłem, czując, iż sytuacja wymaga stanowczości. - Jak to będzie wyglądać?
Przeciętniak wyciągnął ze swojej nieco znoszonej teczki parę dokumentów.
- To jest program, z którym musi się pan teraz zapoznać, a potem podpisze pan kontrakt na regulaminowe dojście do prawidłowej wagi. Ostrożnie, każda informacja jest istotna! Prosimy o zapoznanie się ze wszystkimi szczegółami programu, gdyż od tej pory każdy aspekt pańskiego życia, od rodzaju i ilości spożywanego pokarmu, poprzez wysiłek fizyczny, czyli także kontakty intymne, aż po wybór rozrywki, będzie pod czujnym okiem lekarzy. Wezwiemy ich natychmiast po podpisaniu przez pana umowy.
Wziąłem papiery i usiadłem ciężko przy stole w kuchni. Mężczyźni rozlokowali się wokół mnie na sąsiednich zydelkach i cierpliwie czekali, aż skończę czytać cyrograf. Wiedziałem, że kto raz wpadnie w łapy Zdrovixu, ten nie ma co liczyć na wypuszczenie, aż jego zdrowie zostanie w pełni... odzyskane?
A u nas co, wciąż samowolka żywieniowa?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości