W naszym świecie istnieją dwa rodzaje skrajnych idiotów, których należy omijać z daleka, gdyż mogą Cię czymś paskudnym zarazić lub przynajmniej paskudnie zepsuć Ci dzień: są to zarówno ślepo wierzący w tzw. tradycyjne wartości konserwatyści i prawacy, jak i oszalali na punkcie „nowoczesności” lewacy. Jedni i drudzy są skretyniałaymi wyznawcami lajków, plusików i społecznego poparcia, pomimo iż uważają samych siebie za samodzielnie myślących nonkonformistów; jedni i drudzy żyją swoimi przekonaniami, ideologiami, filozofiami i religiami, uważając je za Prawdę, Dobro i Piękno; jednych i drugich należy odpędzać jak parszywego psa, bo niosą ze sobą tylko smród, prymitywizm i głupotę. Przepraszam, jednak parszywy pies ma w sobie więcej godności.
Mam prawo do takich poglądów? Oczywiście, że tak. Kto mi to prawo dał? Absolutnie nikt. Po prostu wolno mi tak pisać. Pozwalam sobie, ha, ha. A każdemu, komu nie podoba się moja bezbrzeżna pogarda dla prawaków i lewaków, ma prawo mnie wyszydzić i... odrzucić. Odrzucenie przez społeczeństwo było kiedyś dla człowieka niemal wyrokiem śmierci. Ale dzisiaj? Dzisiaj możesz znaleźć sobie (nawet w swoim mieście) kumpli, którzy szczerze poprą Twoje poglądy, nawet te najdziksze, najwredniejsze, najdziwaczniejsze. Większość uzna Cię za debila, który nie chce trzymać z ich jedynie słusznymi, oferującymi drogę do Prawdy, Dobra i Piękna wartościami, lecz w obecnym świecie terror większości przeraża tylko tych, którzy żyją z popularności. Ty, szary człowieku, możesz to spokojnie olać. Szybko uznasz, że Twoi adwersarze nie mają żadnych argumentów poza marnym „Przez tysiące lat tak było i było dobrze” lub „Przez tysiące lat było źle, to się musi w końcu zmienić”.
Dzisiaj, wbrew temu, co pieprzą rozmaici mazgaje, można mówić i pisać prawie wszystko – i spokojnie żyć dalej. W cywilizowanym kraju można krytykować, wyśmiewać, a nawet opluwać każdego, choćby najwyżej postawionego współplemieńca – i nikt nie powinien być z tego powodu prześladowany przez władze. Jeśli jest inaczej, jeśli ktoś jest zagrożony utratą wolności czy jakąkolwiek inną PRAWNĄ formą represji z powodu głoszonych opinii, rzekomego bluźnierstwa bądź kpin z jakichś „nietykalnych” grup społecznych, to zaczyna się coś na kształt TOTALITARYZMU. W cywilizowanym państwie nie powinno być miejsca na PRAWNE prześladowanie kogokolwiek za „obrażanie uczuć religijnych” czy chamskie odzywki na temat Żydów, homosi, czarnych, kobiet czy nawet dzieci z zespołem Downa. Każdy ma (powinien mieć!) prawo wyrażać głośno dezaprobatę dla kultu Matki Boskiej, zmiany płci przez małoletnich (czy zmiany płci w ogóle) lub rodzenia/zabijania chorych płodów/dzieci. Państwo nie powinno w to w ogóle ingerować.
Natomiast społeczeństwo jak najbardziej ma (powinno mieć!) prawo do odpowiedniej repliki, odrzucenia, potępienia czy hejtu. Społeczeństwo to przecież zbiór jednostek, z których każda, od seryjnego mordercy poprzez stróża nocnego aż po papieża, ma swoje zdanie, światopogląd, wiarę i – przede wszystkim – uczucia. Dlaczego tyle piszę o uczuciach? Bo to one są zazwyczaj motorem naszego postępowania. Albo czujesz, że coś jest dobre, albo czujesz, że jest złe. Prawacy i lewacy też kierują się swoimi – bardzo silnymi i trwałymi – uczuciami, kiedy z oburzeniem grzmią na podłość, zakłamanie, głupotę i brzydotę swoich ideologicznych oponentów. A ja kieruję się własnymi, kiedy piszę, że odrzucam obydwie strony. Oczywiście z niektórymi prawakami i lewakami da się rozmawiać, są nawet dość fajnymi ludźmi i posiadają coś na kształt rozumu. Moja odraza dotyczy tych najbardziej sfanatyzowanych, których bezwzględnie odrzucam.
A oni mają prawo odrzucić mnie. I każdego innego człowieka. To kwintesencja wolności. Do pewnego stopnia dyskryminacja bliźniego jest (powinna być!) niezbywalnym prawem człowieka. Granicą powinno być życie: ot, przykładowo, nie należy zostawiać nawet najbardziej obrzydliwego prawaka czy lewaka na pewną śmierć. Czy jednak środki do życia ma zapewniać prywatny podmiot, np. grupa obywateli lub firma, której nie podobają się poglądy prawaka/lewaka? Raczej nie. Przetrwanie każdej jednostki, także tej odrzuconej przez społeczeństwo, to zadanie dla państwa. Społeczeństwo, czy to pod postacią poszczególnych obywateli, czy prywatnych (!) przedsiębiorstw, ma prawo uznać daną osobę za moralnie lub intelektualnie skurwioną i zastosować wobec niej totalny bojkot i ostracyzm. W dzisiejszych czasach, jak już wspomniałam, taka osoba i tak prędzej czy później znajdzie popleczników, więc nie ma co jęczeć na straszliwą nietolerancję większości populacji. Tolerancja oznacza bowiem jedynie brak (zbędnej) agresji.
Z tego też powodu nie ma co wydziwiać, że jakaś przygłupia modelka została potraktowana jak trędowata przez chorobliwie nadgorliwe w swojej „politycznej poprawności” podmioty. Ani ona nie jest szczególnie mądra, ani owe podmioty szlachetne. Być może wszyscy tutaj grają pod publiczkę. I mają do tego prawo. Podniecanie się wypowiedzią tępawej laleczki czy też faktem, że jakaś marka zrywa z nią współpracę, i jeszcze nazywanie tego początkiem totalitaryzmu, jest krańcowo głupie. Totalitaryzm to PRAWNE karanie za wypowiedzi, za palenie kukiełek, książek czy flag. Ale samo odrzucenie przez innych? To tylko... WOLNOŚĆ.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo