Mój pierwszy wpis w tym blogu traktował o „byciu prawdziwym Polakiem”. Później napisałam jeszcze kilka innych, równie zgryźliwych tekstów o „polskości” i patriotyzmie (np. ten). Drwiłam z bogoojczyźnianego patosu, szydziłam z nawoływań do kupowania polskich produktów, prowokacyjnie stawiałam przyrodę ponad Polskę. Nie ma to jednak NIC wspólnego z rzekomą niechęcią do Polski, jaką niektórzy we mnie upatrują. Niechęcią darzę jedynie pewien zbiór Polaków, którzy stawiają tzw. polskość ponad wszelkie inne wartości i, odmieniając ją przez wszystkie przypadki, chcą dzielić ludzi na lepszych i gorszych ze względu na ich stosunek do ojczyzny.
Zapewne takim ludziom spodobałby się jeden z ostatnich pomysłów naszego miłościwie nam panującego pana Kaczyńskiego, który zapragnął obdarzyć licealistów jeszcze większą dawką historii, tym razem wyłącznie polskiej. Co prawda polityki w ogóle nie komentuję, gdyż ani nie ufam relacjom mediów, ani nie mam do tego głowy, ani mnie to nie interesuje. I chyba niewiele tracę, gdyż miłościwie nam panujący pan Kaczyński wydaje się być personą szalenie zwichrowaną. A może tylko sprytną i umacniającą wiarę swojego „patriotycznego” elektoratu? Niemniej ten akurat pomysł mocno zaskakuje. Czy zwiększanie liczby godzin zajęć w liceum jest słusznym posunięciem? Co na to sami uczniowie? I czy chodzi „tylko” o przekazanie wiedzy, czy to już może próba kształtowania mentalności młodego pokolenia?
Nie śledzę doniesień o kolejnych wyskokach polityków i nie interesuje mnie walka o rząd dusz, jaką bezustannie prowadzi rząd z twardą opozycją tudzież nowymi, dopiero walczącymi o słupki popularności partiami. Niemniej obiły mi się parę razy o oczy tytuły tekstów, w których mowa była o „polskości” jako wartości najwyższej. Zwykle teksty te dotyczyły kolejnych przemów bądź czynów polityków PiSu. Czyżby prezes owej partii miał autentycznego hopla na punkcie narodowości, tradycji i kultury polskiej? Czy też bazując na emocjach znacznej części populacji „tenkraju” elegancko i cynicznie rozgrywa kolejne potyczki z opozycją, umacniając swój wizerunek prawdziwego patrioty? Nie mnie to orzekać. Ciekawie to jednak skomentał pan Michał Szułdrzyński z rp.pl:
Podkreślać, że warto być Polakiem, może tylko ktoś, kto sam w to nie wierzy. Chyba że historyczne wzruszenia i kult wyklętych mają przykryć niebywałą skalę nepotyzmu. [...] dlaczego prezes partii rządzącej odwołuje się do polskości w czasie prezentacji wielkiego planu redystrybucji dochodów? Czy nie daje świadectwa kompleksów własnego środowiska albo własnego pokolenia. Podkreślać, że warto być Polakiem dziś może tylko ktoś, kto ma wobec tego jakieś wątpliwości.
Co naprawdę kryje się za zamysłem pana Kaczyńskiego? Czy wydaje mu się, iż większa wiedza na temat Polski przełoży się na cieplejszy stosunek do niej? Czy też pragnie jedynie ratować młode pokolenie przed odmętami ignorancji, w jakich ono tonie? Niewątpliwie nasza ojczyzna może się odznaczyć bogatą, aczkolwiek nie zawsze chwalebną historią. Paroma zwycięstwami i wieloma porażkami. Wybitnymi postaciami i artystami, ale także – zapewne – paroma skurczybykami. Z historii zawsze byłam słaba, więc nie pytajcie mnie o miejsca, daty i nazwiska. Ja jestem już stracona. Za to młodzi mogą się jeszcze czegoś nauczyć. Wypadałoby znać dzieje własnego państwa, orientować się, co nas doprowadziło do punktu, w którym się znajdujemy. Jednak dwie, trzy godziny więcej wydają mi się przesadą. Czy nie wystarczyłaby jedna godzina w tygodniu więcej i to nie dłużej niż przez jeden rok?
Intencje są istotne. Jeśli pan Kaczyński naprawdę wierzy w wartość tej całej „polskości”, jeśli z prawdziwą dumą myśli o sobie przede wszystkim jako o Polaku, to wątpliwe, by znalazł wspólny język z dzisiejszą młodzieżą. Nie ma szans na nauczenie młodych patriotyzmu w szkole. Tak jak nie ma szans na wtłoczenie ich w szczerą religijność poprzez przymuszenie ich do uczęszczania na katechezę bądź wdrożenie im jakichkolwiek zasad moralnych poprzez przymuszenie ich do uczęszczania na etykę.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo