Może ja jestem dziwna, ślepa, głupia, ale... nie zgadzam się z wymową ostatniej notki blogera Zbyszka. Odbieram ją jako histeryczną, przepełnioną złymi emocjami, wieszczącą bez sensu koniec świata. Owszem, zachodzą wielkie zmiany, z których część jest zapewne tragicznie bezsensowna. Jest ciężko, lockdown daje się w kość przedsiębiorcom, maseczki na gębach męczą, podziały w społeczeństwie się pogłębiają. Niemniej życie toczy się dalej. Może tylko mnie jest w miarę dobrze? Normalnie pracuję, odwiedzam rodzinę, wychodzę na dwór z dzieckiem, nie doświadczam – poza Internetem – ludzkiej nienawiści. Czy tylko ja postrzegam świat w jaśniejszych barwach?
Erupcje ropnej wydzieliny przelewają się przez media i mózgi. Ujadanie, agresja, egoizm i skrajna głupota to nie są wyłącznie cechy osobników w programowym eksperymencie Calhouna.
Po lekturze niektórych wpisów na Salonie nawet mogłabym przyznać autorowi rację. Dotyczy to każdej opcji światopoglądowej. Warto jednak opuścić czasem platformy blogowe i odciąć się od ideologicznego bełkotu. Normalnie żyć, kochać bliskich ludzi, być życzliwym i w miarę tolerancyjnym, także (a może zwłaszcza) dla odmienności światopoglądowej. Inaczej można utonąć w sączących się z ekranu jadzie i pogardzie.
Ludzkość jest chora. Jest jak pacjent, któremu podaje się sedację (usypia się go) za pomocą mediów, a potem poddaje eutanazji, zwanej "leczeniem poprzez respirator". Ludzie są chorzy. B*ll i spółka to lekarze, pluton sanitarny, który robi porządek, bo... nie zasłużyliśmy na to, żeby żyć.
Ludzie są różni, lepsi i gorsi, mądrzejsi i głupsi. Tragiczne i emocjonalne uogólnienia mają zapewne na celu wywołać wrażenie, iż lecimy w wielkim koszyku do piekła. Bo ludzie powariowali; bo gdzieś lecą pomniki, zmieniają się zaimki, wycofywane są lektury. Ja to widzę troszkę inaczej. Ludzie się ze sobą sprzeczają, domagają zmian, walczą o lepszy – w ich mniemaniu – świat. Nie dehumanizujmy przeciwnika.
Ale to wszystko już umarło albo dogorywa. Oszalałe tłumy oglądają chorą psychicznie nastolatkę, która poucza liderów świata, jak mają kształtować życie. Drobne przejawy jaskrawej niezgody są elementem naturalnym, zagospodarowywanym w trakcie procesu, nie zmieniającym jego biegu, bo ten zależy od postaw większości a nie zbioru naturalnych anomalii.
Dla jednych panna Thunberg jest bożkiem, dla innych wariatką. Nie podejmuję się komentować wyczynów tej młodej klimatycznej celebrytki, gdyż oznaczałoby to wejście na niebezpieczną minę dyskusji o przyczynach zmian klimatu. Większość ludzi nie zna się, nie rozumie, nie ma zdania – i nie jest to niczym złym ani nietypowym.
Ludzie o zdeformowanym człowieczeństwie oglądają wyznania aktora, herosa, celebryty, niezwykłego z tego powodu, że odgrywa doskonale przepisane mu role. Błyszczą światła i naszyjniki, trzaskają flesze i rośnie na twarzach zrozumienie, gdy "artysta" obwieszcza, że jesteśmy jednym z gatunków. Człowiek - to po prostu nazwa jednego z gatunków. Oskar. Blask. Publiczność z najwyższych półek klaszcze, kamery leją tę chorą ropę do oczu i głów milionów, może miliardów. I... nikt się nie buntuje. Co więcej, coraz to nowe rzesze ochotników podejmują sztandar i niosą go dalej, niczym młodzi komunistyczni rewolucjoniści.
Człowiek JEST jednym z gatunków. Jesteśmy ssakami. To, że postrzegamy swoje miejsce już nie w koronie stworzenia, lecz na jednej z gałęzi „drzewa życia”, nie oznacza choroby umysłowej. Nadszedł kres chrześcijańskiej wizji człowieka jako niekwestionowanego zarządcy Ziemi, nadchodzi era traktowania planety (przyrody) z większym szacunkiem.
Świat jest chory i zbudowany na dwóch emocjach rodzących szaleństwo, na poczuciu krzywdy i nienawiści.
Krzywda może być realna lub urojona, lecz żeby to osądzić, potrzeba dystansu, którego autorowi brakuje. Nienawiść? Pełno jej po każdej stronie barykady. Ale wystarczy (w Necie czy realu) poszukać kontaktu z przeciętnymi ludźmi, rodakami lub cudzoziemcami, i nagle odkrywamy, że ludzie nie są tacy popieprzeni jak ci z pierwszych stron gazet.
W ten sposób feminizm uwolnił niektóre kobiety, które zamiast być kolebkami ludzkości, pierwotnym niezatartym źródłem miłości dla każdego przychodzącego na świat człowieka, wybierają zasuwanie w korporacji albo karierę w stoisku jednoosobowym w galerii handlowej.
Kretynizm „wredne feministki kazały kobietom pracować” trzyma się dobrze, jak widzę. :D
Plemiona polityczne, polityka stała się formą emocjonalnej wersji religii, skupiają się wokół wodzów, zbawicieli i kształtują swoich członków znów - poczuciem krzywdy i zagrożenia z jednej strony, nienawiścią - z drugiej.
Z tym akurat w całej rozciągłości się zgadzam. Dlatego nie emocjonuję się wystąpieniami polityków, którzy (mniemam) żerują jedynie na ludzkiej ułomności, jaką jest tendencja do szukania wspólnego arcywroga.
Z etapu rozwoju i trwania ludzkości, gdzie odwaga była cnotą, to znaczy wzorcem postawy promowanym w kulturze, stoczyliśmy się do etapu rozkładu, gdzie - s t r a c h - stał się cnotą.
Nie jesteśmy już społeczeństwem wojowników czy rycerzy, wydelikatnieliśmy i osłabliśmy, a o nasze bezpieczeństwo dbają wyspecjalizowane w tym służby. Jest to naturalna konsekwencja dobrobytu i długiego okresu pokoju. Jak niby powinna się manifestować nasza odwaga? W odmowie noszenia maseczki? W protestach przeciwko polityce rządu? Czy kobiety ze Strajku Kobiet są wystarczająco odważne? :)
Odrzuciliśmy chrześcijaństwo, bo ono odzwierciedla życie, to znaczy wzajemną współpracę, współtworzenie, oznacza - razem.
Nie, odrzuciliśmy chrześcijaństwo, gdyż nie wierzymy już (przynajmniej część z nas) w narrację Kościoła o zbawieniu. Bez wiary w nagrodę po śmierci najwspanialsza doktryna religijna zamienia się w kulturowy dodatek, który z czasem staje się opcjonalny.
Odrzuciliśmy grecką tradycję myślenia i ciekawości. Dociekania i rozpoznawania.
Kto odrzucił? Wciąż mnóstwo ludzi szuka, docieka, zadaje pytania. Większość nie, lecz czy większość kiedykolwiek się tym wyróżniała?
Staliśmy się bezmyślnymi, kąsającymi się nawzajem, niszczącymi się nawzajem jednostkami. Jednocześnie przerażonymi i agresywnymi. Jednocześnie posłusznymi i pasywnymi. Interesuje nas, niczym myszy w eksperymencie Calhouna, tylko jedno - nasze osobiste przetrwanie.
Z tą agresją bym nie przesadzała, poza Internetem, rzecz jasna. Czy jesteśmy przerażeni? Każdy czegoś się boi: jeden wirusa, drugi gender, trzeci powrotu PO do władzy. Ja się boję o przyszłość mojego malucha, martwi mnie dewastacja przyrody. Te strachy mogą być mniej lub bardziej uzasadnione, ale nie są na tle historii ludzkości niczym wyjątkowym. A czy jesteśmy posłuszni i pasywni? Jeśli to przytyk do bezmyślnego noszenia maseczek, to faktycznie, coś w tym jest. To już efekt naturalnego konformizmu, typowego dla większości każdego chyba społeczeństwa.
Miłość przychodząca w ślad za tym witała dziecko na świecie objęciami matki, opieką ojca, z których każde gotowe było poświęcić swoje życia dla potomstwa. Trzeba było. Po prostu trzeba było porozumieć się i zaufać tym będącym "obok", bo tylko - r a z e m - można było przetrwać, budować, ach.... można było wszystko. Przecież człowiek na księżycu to jest efekt - r a z e m.
Teraz też kochamy się, wspieramy i pomagamy sobie; współpracujemy i do czegoś dążymy. O ile nie zaprzątamy sobie głowy pierdołami typu Greta Thunberg...
Zapędzeni do strachu. Do domów. Ostrzeliwani kształtującymi mózgi przekazami. Chcemy przetrwać. Ale chcemy głupio. Bo bez odwagi, myślenia, współpracy, szacunku - nie przetrwamy. Gówno jesteśmy warci. Bo nie potrafimy wytworzyć form "razem", form działania, form, które mogłyby coś zmienić. Jesteśmy oddzielni. Oddzielnie na siebie naskakujemy i gryziemy, jak wściekłe kundle, bo inni są zagrożeniem. Zagrażają naszemu życiu. Psychicznemu i mentalnemu też. Ale przede wszystkim biologicznemu.
Dlatego wszelkie przekazy należy traktować z pewną podejrzliwością. Zwłaszcza te szczujące ludzi na siebie. To nie oznacza, że musimy się z każdym bratać. Podziały są DOBRE. Dobrze, że się różnimy. Źle, że na siebie naskakujemy. Na szczęście nie zauważyłam na ulicach jakiejś agresji w stosunku do siebie nawzajem. :) Winowajcą jest Internet: tutaj ludzie zamieniają się w bestie.
Wszystko toczy choroba indywidualnego egoizmu, który w warunkach współczesnych stał się, niczym w obozie koncentracyjnym, optymalną formą osobistego przetrwania. Niszczącą jednocześnie jakiekolwiek szanse na wspólny ratunek.
Ratunek przed czym? Przed zmianami obyczajowymi? Zakusami rządów? Depopulacją szarego ludzia przez elity? Autor postrzega świat jako miejsce nieustannego zagrożenia. Może ma rację. Może to ja się mylę. Ale ja nie żyję w strachu, złości i nienawiści.
B*ll i jego koledzy w randze już to ministrów i innych, uchwalają procedury, prawa, śmierć w izolacji, bez kontaktu z najbliższymi. Wstępny etap przygotowania i obróbki trzody, bo przecież osobniki słyszące, że minister ma ich "wyszczepić" NIE PROTESTUJĄ.
Doniesienia o kolejnych śmierciach na Covid-19 są przez niektórych lekceważone, lecz informacja o iluś zgonach po szczepionce budzi panikę – czy to ma sens? Tak, szczepionka powstała szybko, lecz nie ma przymusu jej brania. Jakiż to jazgot się podniósł na Salonie, kiedy parunastu (parudziesięciu?) aktorów „odebrało” zastrzyki lekarzom. A teraz strach i podejrzenie, że będą nas zapędzać pod igłę jak bydło.
Przecież wszyscy nie mogą kłamać! Gdyby "coś było na rzeczy", to niezależne media (i portale) nie dawałyby na pierwsze miejsca tematów "gównoburzy" czy telenoweli o księciu pantoflarzu.
Kibicuję księciuniowi w odcięciu się od toksycznej familii. :) A na pierwszych stronach jest to, co się najlepiej sprzedaje prostackiej, wyjałowionej z dobrego gustu publiczności.
Taka jest prawda. Ty i ja. My wszyscy... nie zasługujemy na to by żyć. Dlaczego właściwie nie mieliby nas zabić? Gdyby mogli...
To raczej opinia, teoria, podejrzenie, przeczucie. Na prawdę przyjdzie nam poczekać. Być może nigdy się jej nie dowiemy.
Trzeba czytać narrację rządu i mediów. To pozwala zachować "spokój" i "nadzieję".
Czytać to trzeba książki. Oglądać – ciekawe filmy i seriale. Informacje o rzeczywistości pozyskiwać z dobrego źródła i nie międlić ich w głowie bez końca.
Jeśli jednak naprawdę się boisz, jeśli wierzysz, że coś Ci grozi – to COŚ rób! Nie jęcz, że inni są bierni, otępiali, strachliwi, posłuszni jak cielęta wiedzione do rzeźni. Brakuje Ci wolnej woli? Nawiązuj kontakty z wartościowymi ludźmi. Ucz się sztuki przetrwania off-grid. Może kup sobie broń? Nie czekaj, aż ludzkość się zmieni, zmądrzeje, wydorośleje. To Twoje zadanie. Zadanie dla samodzielnie myślącej jednostki.
I jeszcze coś: mogę się mylić. Ze wszystkim. Często się mylę, błądzę, jestem czegoś nieświadoma. Na dzień dzisiejszy myślę tak, a nie inaczej. Jeśli się ze mną nie zgadzacie, macie prawo krytykować. :)
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości