Co to jest głupota? Czy głupota obiektywna istnieje czy też zawsze jest to tylko kwestia opinii? Czy ludzie niewierzący w kulistość Ziemi są głupi? Czy ludzie wierzący w duchy są głupi? Co z tymi, którzy porzucili społeczeństwo i zamieszkali w leśnych ostępach? Z tymi, którzy leczą się u szamana? Ci, którzy wychowują dzieci bezstresowo? Którzy uważają, że homo powinni móc adoptować? Którzy nie wierzą w teorię ewolucji? Którzy przebierają się w kostiumy zwierząt i łażą tak po ulicach? Którzy nie mogą utrzymać stałej pracy? Którzy bez przerwy podważają zdanie „starszych i mądrzejszych”?
Jak ocenić, czy ktoś jest głupi czy nie? Nikt przecież samego siebie za durnia nie uzna. Za to innych oceniamy bardzo chętnie, zwłaszcza jeśli ich poglądy odbiegają drastycznie od naszych własnych. Jak jednak zmierzyć głupotę? Dużo łatwiej powiedzieć, czy ktoś jest bystry bądź tępy – jest to w jakiś sposób mierzalne. Ale kto jest prawdziwym głupcem? Proszę o poważne potraktowanie pytania.
I tak już w ten deseń... Bloger Kelkeszos napisał długą notkę o niemożności zaufania dzisiejszej nauce. Notka elegancka, okraszona wstawkami z literatury i historii, oraz sporą dozą potępienia dla sprzedajnych, skompromitowanych naukowców. Nie posiadam ułamka wiedzy i erudycji Kelkeszosa, pozwolę sobie jednak z pewnym wnioskiem się nie zgodzić: Otóż naukowcy mogą być ułomni, ograniczeni, skumotrzeni z wielkim biznesem; mogą fałszować badania, naciągać wyniki, koloryzować lub omijać niewygodne fakty. Ale naukowcy posiadają coś, czego nie posiada 90 % społeczeństwa: wiedzę. Co z tą wiedzą zrobią, to już inna sprawa. Jednak żeby POLEMIZOWAĆ z naukowcami trzeba być zaznajomionym z przypisaną im gałęzią nauki. Jeśli tego brakuje, to pozostaje nam jedynie ufać lub nie ufać – jednak tutaj w dużej mierze opieramy się na własnym doświadczeniu, intuicji i przeczuciach. A te mogą być zawodne. Przy czym nie twierdzę, że należy ufać każdemu naukowcowi. Niemniej dyskredytowanie nauki jako takiej i stawianie przed nią modlitwy i wiary to kompletny bezsens. Ten odwrót od szacunku dla ROZUMU oraz WIEDZY skutkuje pełnymi emocji i uprzedzeń komentarzami, które pojawiają się pod każdym chyba tekstem okraszonym jakimś naukowym czy pseudonaukowym artykułem.
Co do mnie, to nie uważam siebie za osobę mądrą i za taką z pewnością nie uchodzę. Moje notki są na ogół emocjonalne, oparte często na zwykłych newsach z Internetu, okraszone zapewne osobliwymi teoriami. Znam swoje ograniczenia i zakres swoich zainteresowań. Czasami, jeśli chcę podbudować swoje zdanie autorytetem naukowców, wrzucam link do poważniejszego tekstu. Efekt? Niektóre komentarze, przyznaję, są merytoryczne i rzeczowe, potrafią zbić mnie z pantałyku. Inne zaś tchną uprzedzeniami i – co tu dużo gadać – brakiem rzetelnej, usystematyzowanej wiedzy. Utożsamianie naukowców z aktywistami oraz przypisywanie im podległości lewicowym mocodawcom to chleb powszedni. Ja tam się zresztą nie znam, może to i po części prawda. Lecz większość komentarzy chociażby pod przedostatnim wpisem razi intelektualną bylejakością, nieuzasadnionymi porównaniami czy powtarzaniem do usranej śmierci tekstu o tym, że nie można tak naprawdę niczego przewidzieć, a relacje o katastrofach są przesadzone:
Allchemik, 26 lutego 2021, 07:54: Jak nie rozumie Pani związku presji antropogenicznej z ilością "katastrof" to ja nie podejmuję się tego tłumaczyć. Niemniej podam przykład jeden : zaskoczonych mieszkańców osiedla z Wrocławia, które postawiono na terenach zalewowych. No tak wyszło , ktoś myślał, że powodzi już nie będzie, inny miał wizję jedynki z ilomaś zerami i ludzi umoczono. Mamy najlepszy dowód wzrostu ilości katastrof, prawda ?
Agenoir, 25 lutego 2021, 11:31: W 1894 roku w londyńskim Timesie ukazał się artykuł, zgodnie z którym w ciągu 50 lat wszystkie ulice Londynu pokryte będą trzymetrową warstwą końskich odchodów. Autor wziął pod uwagę tempo rozwoju miasta i skorelowaną z nim liczbę końskich pojazdów niezbędnych dla zapewnienia transportu. Temat jest znany jako “Great horse manure crisis of 1894”.
Podobnie wyglądają dzisiejsze wyliczenia związane ze skutkami zmian klimatu.
Albo dlaczego profesor od ochrony środowiska to z zasady nieuk i cwaniaczek – pisze szarekmafran, 25 lutego 2021, 15:22: Ten, o ktorym mowie - jako student nie odroznial jodly od swierka. Zamilowanie do przyrody takie srednie - ani pieska, ani kotka, ani chocby akwarium. Zdolny tak srednio - ale kujon. Kazdy z czegos zyje, jeden z Polityki Historycznej, drugi z walki z Bezbozna Aborcja, trzeci z walki z Globalnym Ociepleniem.
I tutaj muszę złożyć samokrytykę, gdyż sama wypowiadam się o klimacie, a gówno wiem i po prostu czerpię info z Internetu. Ja w ogóle nie jestem ekspertem od niczego, więc podpieram się opiniami specjalistycznych portali. Na ogół piszę o Kościele, słodkich zwierzątkach i sprawach obyczajowych, jak to baba z magla. Czy mogę więc narzekać, że 90 % moich gości odwołuje się do swojej szczątkowej wiedzy oraz „zdrowego chłopskiego rozumu”?
W dobie Internetu każdy z nas ma na wyciągnięcie ręki miliardy stron przeładowanych informacjami. Jednak wyłowienie tych sensownych z zalewu badziewia, dokonanie rzeczowej analizy i pozbycie się własnego confirmation bias przerasta wielu z nas. Jakiś obraz świata jednak mieć musimy, dlatego mozolnie lepimy go z odłamków prawdziwych i fałszywych wiadomości, najczęściej dobieranych pod kątem osobistych przekonań. Tylko kto z nas przyzna, że tak naprawdę NIE WIE, jaki jest świat? Że w powodzi newsów nasz mózg wychwytuje te, które najbardziej do nas przemawiają? Ba! Kto przyzna się chociażby przed samym sobą, że jego intelekt nie pozwala mu/jej na analizowanie poważniejszych tematów, jak chociażby ekonomia, polityka, socjologia, prawo, nauki przyrodnicze? I że powinien poprzestać na pisaniu o tygrysach?
No, może tylko ja. :)
Ale swoje zdanie mam. I proszę mi je podważać w sposób inteligentny i rzeczowy, w przeciwnym wypadku... będę się go trzymać. :)
A teraz spadam się w końcu umyć, być może uda nam się wyjść na dwór naszym biednym, jakże zaniedbywanym przeze mnie dzieckiem. Pisać na Salonie24 – to dopiero głupota!
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo