Wydało się: jestem jednak lemingiem! Nie dość, że nasz płodny bloger ZetJot określił tak ludzi żyjących w konkubinacie, to jeszcze doczekałam się kpiny ze strony Republikańca, który w styczniu wykpił takich jak ja pięknoduchów zorientowanych na przyrodę. O ile jednak teksty ZetJota są przesycone swoistą agresją i pogardą dla ludzi żyjących inaczej niż zostało to przyjęte, o tyle historyjka Republikańca jest nawet zabawna. Bohaterem jego notki jest mieszczuch, który od dziecięcych zachwytów nad wiejskim życiem przechodzi pod wpływem trudów i niepowodzeń do jedynie słusznego wniosku, że jednak wielkie miasto jest najlepszym miejscem do życia. LOL! :DDD Na szczęście od rozsądnego już ex-leminga chatkę w Bieszczadach odkupuje dwoje nawiedzonych głupków.
No dobrze, bajka bajką, a tymczasem wielu ludzi wyjechało na wieś i chwalą sobie to skądinąd trudne życie. Jeśli ktoś ma chęci, siły, wiedzę i możliwości, to potrafi nawet uprawiać w wielkim mozole ekologiczne warzywa, jak ten pan z dredami na filmiku śp. Adolfa Kudlińskiego:
Można? Można! Trzeba jednak być przygotowanym na potężny zapierdol. Facet z dredami nie jest naiwnym lemingiem. Tak samo jak lemingami nie są nasi wiejscy sąsiedzi, którzy kilka lat temu odkupili gospodarstwo państwa M. (naszych starych sąsiadów), i dojeżdżają stamtąd do pracy w mieście. Uratowali z rzeźni dwa konie (matkę i córkę), trzymają psy i koty. Zwierzaki są szczęśliwe i hasają sobie swobodnie (no, konie mają wyznaczone granice), a małżeństwo (?) ciężko pracuje, żeby utrzymać siebie i swoją zwierzęcą rodzinkę.
Co zatem różni leminga od nie-leminga? Zapewne idealistyczne wyobrażenie przyrody, życia bez dogodności cywilizacji i – przede wszystkim! – niechęć do ciężkiego wysiłku. Leming z bajki Republikańca po wypadku samochodowym z udziałem jelenia przeistacza się z wielkiego miłośnika zwierząt w ich śmiertelnego wroga. Bo dla leminga przyroda ma być słodka, bezpieczna i przyjazna. Jeśli coś ukąsi, ugryzie, zarysuje samochód, zeżre uprawy, to następuje szok i leminga ogarnia złość. Dlatego lemingi powinny żyć w wielkich miastach i raczyć się przyrodą jedynie na ekranie telewizora czy komputera.
Co do mnie, to chyba jestem takim pół-lemingiem: mam pewne wyobrażenie o trudach życia poza miastem, o udręce odgarniania śniegu, o częstej nudzie i frustracji z powodu izolacji od wygód metropolii, ale i tak bardzo, ale to bardzo chciałabym mieć dom. Taki pod miastem, ze sporą działką. Dom i maleńki sadzik. I tyle. [Mój partner (od brydża) odradza mi dom z dwuipółhektarową działką, którego ogłoszeniem się zachwyciłam.] I nie na zawsze, a tak na jakieś dwadzieścia lat, dopóki starczy nam sił, żeby samemu ogarnąć sprzątanie, reperowanie, zajmowanie się ogrodem.
Ale to na razie tylko fantazje. Czy warto je realizować?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości