Urodziłam się jeszcze za tzw. komuny, lecz jako dziecko nie byłam w najmniejszym stopniu świadoma, o co w tym układzie państwo-obywatele chodzi ani jak się w nim poruszać. W wiek nastoletni wchodziłam już w latach 90-tych. Później od rodziców dowiedziałam się o wielu sprawach związanych z minionym ustrojem, między innymi jak trudno było zdobyć pewne rzeczy, jak trzeba je było sobie „załatwić”, wyczekać, etc. Parę miesięcy temu tata opowiedział mi, jak to sprytnie, dzięki posiadaniu dwóch książeczek mieszkaniowych i po znajomości (dzięki jego mamie, której szef miał możliwości) otrzymali większe mieszkanie niż im się należało. Słuchałam tego i zastanawiałam się, co właściwie czuję: dumę z posiadania obrotnych rodziców czy niesmak, że trzeba było tak kombinować.
Dlatego kiedy teraz czytam wyrzekania, jak to współczesny człowiek jest niewolnikiem kredytu na kilkadziesiąt lat, to chciałabym postukać się w głowę. A jeśli jeszcze ktoś z utęsknieniem beczy, że marzy mu się powrót komuny, to pozostaje tylko modlić się, żeby ludzie skażeni tym upośledzeniem szybko wymarli. Dla mnie, osoby wychowanej we względnym dobrobycie, ale z poszanowaniem pieniądza, oczywistym jest, że za darmo nie ma niczego. Skomlenie, że dostaje się nowe, przestronne mieszkanie od razu, ale trzeba je będzie w ciągu x lat spłacić, jest równe beczeniu dziecka, że każda zabawka kosztuje, więc nie może ich wszystkich mieć od razu. Że co? Że to współczesne pozłacane kajdany? No to wypad do krajów, gdzie z racji pięknej pogody możesz sobie żyć we własnoręcznie skleconej lepiance.
Problemem w Polsce nie jest sam kredyt, lecz nędzne płace. Czytam, iż połowa pracujących otrzymuje minimum płacowe. Czy ci ludzie to zapierniczający w korporacji szczury, jak pogardliwie wyraża się o nich niejeden Salonowicz? A może to panie ekspedientki, sprzątaczki, stróże, listonosze, kelnerzy, pracownicy call-centers, etc? A co z wolnymi zawodami, w których zarobek czasami jest, a czasami zęby w stół? Co do mnie, to, ech... Co ja bym dała, żeby móc wziąć kredyt na dom, nawet na trzydzieści lat, do siedemdziesiątki. Wreszcie coś własnego. Że nie od razu? Że dom należałby de facto do banku? Przepraszam, a da się inaczej bez wygrywania w Lotto?
Pomimo trudności nie zamieniłabym tego życia na przepełnioną kombinowaniem egzystencję w PRLu. Teraz też nie jest łatwo, kumoterstwo i korupcja kwitną, także w kwestii zatrudnienia. Jednak może być lepiej. Może moje dziecko wejdzie w dorosłość w kraju jako tako uczciwym. Dzięki Bogu, nie będzie już otoczone baranami śniącymi o powrocie komuny.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo