Dwadzieścia parę lat temu nie sądziłam, że do tego dojdzie. Moja nastoletnia wzgarda dla religii nie była podparta żadnym zarzutem wobec Kościoła, po prostu odrzucałam jego nauki i chciałam mieć święty spokój. Nikt wówczas nie mówił o molestowaniu, a już w kontekście koloratki – Boże broń! Janowi Pawłowi II dorysowywano wręcz aureolę świętości, a na katechezę uczęszczał prawie każdy uczeń.
I tak oto, wcale nie nagle, a przeciwnie – powoli, lecz nieubłaganie i systematycznie, na naszych oczach sypie się Kościół, w jaki wierzyło starsze pokolenie: instytucja godna szacunku, warta zaufania, będąca bramą do zbawienia. Jeszcze niektórzy kąsają w jego obronie, szczerzą kły w obliczu kolejnych zarzutów, lecz sprawę załatwi prędzej czy później biologia...
Nie istotne są zasługi, nie liczy się wiek (Gulbinowicz ma 97 lat). Nie liczy się to, że jesteś rodakiem św. Jana Pawła. Istotne jest to, że kiedyś w przeszłości ktoś skrzywdził drugiego, ktoś nie chciał wyjaśnić stawianych innemu zarzutów, itp. I to co odróżnia sprawę Gulbinowicza od innych, z którymi mamy do czynienia w Polsce, to to, że po raz pierwszy biskup zostaje ukarany za molestowanie – a nie za zaniedbania.
Czy jednak młode pokolenie odrzuca tę instytucję przez wzgląd na pokrzywdzonych przed dziesiątkami lat ludzi? Czy może chodzi o coś znacznie poważniejszego: o utratę wiary w łączność Kościoła z Bogiem? Jeśli kasta kapłańska, ba! cała doktryna przestaje być potrzebna do ratowania duszy przed rzekomym potępieniem, to nie można się dziwić, iż większość Polaków traktuje religię jako atrakcyjny dodatek do kultury. Na tej samej zasadzie, jak wszelkie święta „pogańskie” typu Halloween czy Samhein: fajne obrzędy i ceremoniał, dodaje toto skądinąd potrzebnego (od czasu do czasu) patosu naszej egzystencji, ale żeby traktować to całkiem serio, to nie, dziękujemy.
I niech nikt nie myśli, że chrześcijaństwu w sukurs przybieżą tzw. kibole. Głównym celem religii jest prowadzenie człowieka po śmierci, a nie wyłączne wspieranie go za życia. Dlatego nawet najzacieklejsza obrona świątyni nie ocali Kościoła, jeśli jego „bojownicy” nie będą na co dzień autentycznie zainteresowani zbawieniem.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Społeczeństwo