Jakiś czas temu wyrzekałam na parszywy zwyczaj zamieszczania w sprzęcie tzw. urządzenia samobójczego, które jest – jak mi wyjaśnili dobrzy ludzie – po prostu komponentem zrobionym z wyjątkowo podłego materiału, mającego jak najszybciej się zużyć. Przy czym części tej nie opłaca się po prostu zastąpić nową, jest ona albo wyjątkowo perfidnie wmontowana w resztę zespołu, albo za droga w wymianie. Najlepiej (dla producenta, rzecz jasna, gdyż dla klienta jest to smutna konieczność) nabyć kolejny sprzęt. I tak co kilka lat...
Dzisiejsza gospodarka wydaje się stać na bezustannej produkcji, konsumpcji i kredytach; poszczególne podmioty muszą po prostu jak najwięcej sprzedać, żeby utrzymać się na powierzchni. Stąd zapewne coraz to doskonalsze techniki wciskania ludziom rzeczy, na które bez odpowiedniego „nakierowania” nie nabraliby nigdy apetytu. Czytałam o tym, oglądałam filmy na YouTube, ale i miałam pogadanki w pracy. Zachęcaj, zbijaj obiekcje, pamiętaj o rondzie CZK (Cecha-Zaleta-Korzyść), zadawaj pytania otwarte. W Necie można znaleźć całe tutoriale, jak omotać potencjalnego klienta. Nasz rzekomo biedny kraik ma na tyle zamożnych obywateli – czy raczej zdolnych do wzięcia czegoś na raty – że można ich traktować jak wór pieniędzy bez dna. I ten wór musi często (co parę lat najwyżej) wymieniać urządzenia AGD czy RTV. Inaczej – jak twierdził bodajże bloger o ksywce Stary Człowiek znad Rzeki – system gospodarczy padnie.
Coś się jednak może w tej kwestii zmienić. Mój partner znalazł na wp.pl takie oto przyjemne wieści:
Producenci sprzętu elektronicznego szykują się na ten moment już teraz. Będą oni bowiem mieli obowiązek dostarczenia nie tylko trwałego produktu na rynek, ale i zapewnić łatwą ich naprawę przy użyciu powszechnie dostępnych narzędzi. Wszystko po to, by awarię pralki, lodówki czy telewizora dało się usunąć, a niekoniecznie kupować nowy komponent lub cały sprzęt wyrzucić do śmietnika i wymienić na taki prosto ze sklepu. Dodatkowo producenci będą musieli zapewnić pełną dokumentację serwisową przez 7-10 lat.
No, to już jest pierwszy krok do zahamowania tego szalonego ultrakonsumpcjonizmu, a zarazem sposób na delikatną obniżkę ilości tzw. elektrośmieci. Ciekawa jestem praktycznej realizacji nowego prawa. Jak dla mnie dziesięć lat na trwałość wymienionych w newsie przedmiotów to i tak o wiele, wiele za mało, ale może za jakiś czas doczekamy się dalszych ulepszeń? Szkoda jedynie, iż ustawa nie obejmuje mniejszej elektroniki. Dzisiaj kompa i telefon powinien mieć każdy, a konieczność jego wymiany co 2-3 lata jest wyjątkowo niekorzystna tak dla portfela, jak i mentalności jednostki.
A żeby było już całkiem miło, to... proszę się wycofać z tej kretyńskiej zmiany czasu co pół roku, droga Europo, lub przynajmniej Polsko. :) Wszystko mi jedno, jaki czas wybierzecie, byle był niezmienny.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości