Cóż, wychować dziecko można na wiele sposobów, kształtując dowolnie wybrany zestaw inklinacji, zachowań, poglądów, etc. Jakiś czas temu pół żartem pół serio rozmawiałam z Partnerem o posłaniu naszego berbecia do szkoły Montessori, teraz jednak mocno się zastanawiam, czy chciałabym, żeby nasze dziecko było lepione na kogoś traktującego wszystkich tak samo, bez rozróżniania na sympatie i antypatie. Tak nienaturalne, niedorzeczne teorie wychowawcze wywołują we mnie wyjątkowo nieprzyjemne odczucia, zwłaszcza, że stałyby w kontrze do moich własnych przekonań. Być może w polskich oddziałach Montessori jest inaczej, musiałabym o tym poczytać.
Przywołuję ten news, gdyż ni stąd ni zowąd przypomniały mi się doświadczenia z czasów, kiedy jeszcze byłam nauczycielką (na szczęście bardzo krótko). Otóż kiedy tylko dziecko podchodziło do mnie i skarżyło się, że inne nie chcą się z nim/nią bawić, tłumaczyłam mu, żeby ich spokojnie olało i poszukało sobie nowych znajomych (czy coś w tym guście). I dziecko odchodziło w miarę spokojniejsze, aczkolwiek nie jestem pewna, czy szczęśliwsze. Zdarzyło się co najmniej raz, że jakiś czas później jego/jej koleżanki podchodziły do mnie i użalały się, że teraz on/ona je odtrąca. Przypominałam im surowo, że wcześniej same zachowały się dość nieładnie i odsyłałam.
Poza tym przymuszanie uczniów do zabawy ze sobą uważam za... hmm... trochę nieetyczne. Stałam – i nadal stoję – na stanowisku, iż dziecko ma prawo samo wybrać sobie towarzysza zabawy czy przyjaciół w ogóle. Takie podejście ma swoje konsekwencje: będą się tworzyć kliki i paczki, a wokół nich krążyć będą wykluczeni. Życie nie jest sprawiedliwe. Będzie boleć, zwłaszcza jeśli dziecko będzie się wyróżniać, stawiać grupie, wyrażać odmienną opinię. Każdy rodzic musi sobie odpowiedzieć w pewnym momencie na pytanie: czy bardziej chcę, żeby moje dziecko było lubiane i szanowane czy żeby myślało samodzielnie i miało odwagę iść swoją drogą. Czasami da się to pogodzić, najczęściej jednak – nie.
Komentarze
Pokaż komentarze (78)