Wczoraj miałam z partnerem poważną pogadankę (delikatnie mówiąc) o opowiadaniu bajek. Tak mnie to zafrapowało, że wrzuciłam w Google prośbę o wyszukanie czegoś na ten temat. Oczywiście wypluło mi mnóstwo wyników, między innymi przykłady pouczających opowiastek. Oto jedna z nich:
Przykład bajki psychoedukacyjnej
BAJKA O LENIUSZKU
Dawno, dawno temu była sobie mała dziewczynka, która nic nie umiała. Nic nie umiała, bo ani król, ani królowa nie nauczyli jej niczego. Od kołyski wmawiano jej, że królewna ma jedynie ładnie wyglądać, a znajdzie się królewicz, który zadba o resztę. Lata mijały, królewna dorosła, wypiękniała, a do zamku zaczęli zjeżdżać się konkurenci do jej ręki. Królewna kaprysiła i przebierała, aż nadeszły ciężkie czasy, wszystkie sąsiednie księżniczki miały już swoich królewiczów, niektóre doczekały się swoich pociech, a królewna ciągle nie potrafiła się zdecydować. Czas leciał, królewna ciągle samotna, dostrzegła pierwsze zmarszczki i padł na nią blady strach. Nie mając wielkiego wyboru, złapała księcia, który wcale nie był najpiękniejszy i najbogatszy, ale cóż to miało za znaczenie! Mąż to mąż, a że nie był z bajki, cóż rachunki same się nie zapłacą... Minęło lato i para królewska doczekała się potomka. Ach, cóż to była za radość, potomek! Ale nie wszystko było jak z bajki. Królewna coraz częściej popłakiwała po kątach, a królewicz coraz rzadziej gościł na zamku wymawiając się wojaczką. Czas leciał, królewna samotnie spędzała wieczory bawiąc się z synkiem, królewicz wracał późno nie zajrzawszy nawet do komnaty małżonki. A były noce, gdy w ogóle nie pojawiał się na zamku – ludzie gadali, ze pije z żołnierzami, gania za pobliskimi chłopkami i nie chce wracać do zamku. Że własnej żony nie kocha, ba on jej nawet nie lubi! No jak to tak, własnej żony nie lubić? Co, jak co, ale rodzina to rodzina, pewne normy obowiązują! No cóż, królewicz nie za bardzo przejmował się konwenansami i nie tylko zaniedbywał królewską małżonkę, ale także nie spędzał czasu ze swoim malutkim synkiem. Do tego zdarzały mu się coraz częstsze wybuchy złości, stał się skąpy i samolubny. Biedna królewna, gdyby tylko umiała coś robić bez wahania zostawiłaby zamek, cały ten splendor, no i królewicza. Król i królowa załamywali ręce, ale nic nie dało się już zrobić. Mąż to mąż, a rachunki przecież same się nie zapłacą...
Morał tej bajeczki może banalny, ale jakże prawdziwy: głową moje panie, głową, bo na dupie daleko się nie zajedzie!!!
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera