Wielu z nas nie może znieść myśli, iż jesteśmy – my, ludzkość – tylko przypadkiem w niekończącym się cyklu życia, powstawania i umierania gatunków, bezmyślnym ewolucyjnym rozbuchaniu oraz biologicznej różnorodności. Człowiek ma swoje królewskie miejsce w koronie stworzenia – twierdzą niektórzy, broniąc się przed narracją przyrodników, ekologów, naukowców, ateistów. I takie miejsce, choć już pośledniejsze, ma każde zwierzę, które czemuś służy.
Tylko... czy na pewno?
Wielu z nas odczuwa to, co amerykański ekolog Michael Soule nazwał „neurotyczną potrzebą biologa usprawiedliwiania się ze swoich wyborów wobec eksploatatora”. W czasie dawniejszych dyskusji nad problemem fok na Bałtyku powtarzano, że foki są konieczne jako drapieżnik w ekosystemie i bez fok czeka na katastrofa; tych samych argumentów używano w obronie wilka czy rysia. Myślę, że taka dyskusja to efekt przekonania o uporządkowaniu świata i wszechobecnej celowości wszystkiego. Sarna jest po to żeby ją mógł zjeść wilk, a trawa po to, żeby krowy miały co jeść. Słońce zachodzi po to, żeby człowiek mógł odpocząć, a ryba po to, żeby ją złowić. Jest grupa ludzi, którzy widzą sens i porządek wokół siebie i starają się poprawiać dziury w ich idealnym obrazku. W bardziej zaawansowanej formie wierzą w kierunkowość i celowość ewolucji – człowiek jako jej najdoskonalszy produkt i jednocześnie cel. Takie myślenie, bliskie przekonaniom religijnym, zmusza do kontrolowania i formowania Natury, żeby była pożyteczna, dostępna i zrównoważona, czyli aby przyszłe pokolenia mogły korzystać z tego samego, co my. Bardzo wielu ludzi podzielających ten pogląd jest prawdziwymi miłośnikami przyrody, starają się ją chronić i zrozumieć, co więcej takie poglądy są popularne wśród decydentów, bo pasują do biblijnego przesłania o czynieniu sobie natury poddaną.
Nie szukajmy w naturze typowo ludzkiego porządku. Zaakceptujmy ją taką, jaka jest, z jej chaosem, amoralnością, przypadkowością i – co tu dużo mówić – bezcelowością. Powinno nam wystarczyć, że jest piękna, wspaniała i potrzebna, gdyż... jesteśmy jej częścią. Podobnie jak cywilizacje, podlega prawu narodzin, rozkwitu, zmierzchu i śmierci. My, ludzie, powinniśmy raczej ograniczyć samych siebie w jej nadmiernej eksploatacji i niszczeniu, niż próbować ją przyciąć do pasującego nam schematu.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości