Krótka refleksja (oczywiście wklejam fragment, zachęcam do przeczytania całości):
Globalne ocieplenie nie zabije ludzkości – po prostu z miejsc gdzie nie da się żyć z powodu braku możliwości utraty ciepła przez parowanie (są już takie mapy dla tropikalnych obszarów Ziemi) ucieknie na Północ około pół miliarda ludzi. Niszcząc Przyrodę nie niszczymy istoty swego istnienia – ta nasza istota potrzebuje naprawdę bardzo niewiele, dziennie około litra wody, 1500 kilokalorii mieszanki białek i węglowodanów z tłuszczem w przyswajalnej postaci. Jak pokazują liczne przykłady istota ludzka nie musi oglądać świata, przemieszczać się ani korzystać z kosztownych urządzeń (ludzie w więzieniach od setek lat przeżywali całe swoje życie). Egzystencja może być zredukowana do wirtualnej rzeczywistości, pokarmu i snu.
Tu jest, moim zdaniem, sedno sporu z tymi, którzy chcą nam zabrać świat taki, jaki widzimy w tej chwili. Oni nie chcą nas zabić, i znajdą zawsze argumenty, mówiące „po co ci ten kawałek lasu? Umrzesz bez niego? Przecież nie, a lepiej zbudować tu fabrykę”. Ulubionym zabiegiem deweloperów jest ośmieszanie obrońców przyrody za pomocą dziwacznie brzmiących nazw, nikomu nie znanych stworzeń, które stoją na drodze inwestycji. Jakieś „żabki” czy „chrząszczyki” są ważniejsze od miejsc pracy i rozwoju?
I to jest sedno problemu, przysłowiowa kość niezgody, o którą do końca będziemy toczyć boje. Po raz tysięczny piszę: nie można wygrać z uczuciami! Na 99% nie zmienisz światopoglądu drugiego dorosłego człowieka, tak jak on nie zmieni Twojego. Dlatego z tymi, którzy wzruszają ramionami na wieść o ginących gatunkach, nie dostrzegają piękna w dzikim, nieuporządkowanym leśnym zakątku, nie rozumieją wartości miejsc, zjawisk i organizmów, z których nigdy nie będzie wymiernej korzyści – nie ma najmniejszego sensu dyskutować. Pewne rzeczy trzeba po prostu CZUĆ. Tak jak czuje się, że dziecko powinno pozostać z rodziną biologiczną, nawet jeśli rodzice są biedni czy bardzo młodzi, nawet jeśli jest to samotny, niedoskonały rodzic, a nie trafić do zamożnych, bezpłodnych rodziców adopcyjnych. Tak jak czuje się, że jeśli jedno dziecko w klasie jest prześladowane przez całą resztę, to należy ukarać klasę, a nie pozbywać się dziecka (co byłoby zapewne racjonalne, lecz niemoralne). Tak jak czuje się, że należy być dobrym człowiekiem, nawet jeśli wszyscy wokół uważają to za frajerstwo. To są nasze uczucia, przekonania, wiara, to coś, co nie ma wiele wspólnego z rozumem, niemniej bez tego bylibyśmy... androidami. Czymś gorszym niż zwierzęta.
Coś mi się wydaje, że ludzie, którzy oburzają się na próby wymuszenia na rządzących wprowadzenia zakazu hodowli zwierząt futerkowych czy polowań, to ci sami, którzy szydzą z z wszelkich prób ratowania ginącej przyrody. Będą histeryzować, że oto nastaje zielony totalitaryzm, zamordyzm, niszczenie gospodarki, że ekoterroryści chcą ich wytrzebić, że oni „mają prawo” do życia po swojemu. Nie ma sensu z nimi polemizować. Z ludźmi o całkowicie odmiennej moralności żadna dyskusja się nie uda, jest już za późno, żeby ich wychować i przede wszystkim – po co mielibyśmy to robić? Żeby ich nawrócić? Oni mają swój punkt widzenia, my mamy swój. Oni uważają, że człowiek jest niekwestionowaną koroną stworzenia i nasze „wymysły”, iż jest tylko jednym z wielu stworzeń zamieszkujących tę planetę (nawet jeśli dodamy, że wyjątkowym, obdarzonym sumieniem) przyprawiają ich o wymioty. Żyją fantazjami o „wspaniałej” przeszłości, kiedy to chłop był chłopem, baba babą, dziecko znało swoje miejsce, a teraz wszystko się popsuło, bo mamy cioty, feministki, samowolne bachory, a człowieka „zrównuje się” ze zwierzęciem. No istny Armageddon, panie!
Dlatego niech ci wszyscy wściekli na ekoterrorystów, ekologów, ekologistów, etc ludzie dokończą swoich dni pławiąc się w swoim jedynie słusznym światopoglądzie. A wymienieni przeze mnie miłośnicy natury i przeciwnicy męczenia zwierząt po prostu... robią swoje. Prędzej czy później myślistwo jako forma rekreacyjnego spędzania czasu odejdzie do lamusa, będziemy (prawdopodobnie) musieli ograniczyć spożycie mięsa, może zmienić formy podróżowania (reglamentacja lotów?), za zabicie zwierzęcia (zwłaszcza chronionego) pójdzie się pod pręgierz, palenie węglem zostanie zakazane, ścieki trzeba będzie pod groźbą horrendalnych grzywien jakoś neutralizować, a niektóre obszary (np. lasy deszczowe) staną się własnością całej planety, a nie państwa, na terenie którego się znajdują. Kontrowersyjne? No niestety, w obliczu przyrodniczej zagłady cackanie się z wyjącymi o wolności i prawie do eksploatacji Ziemi dzieciakami byłoby idiotyzmem.
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości