O ile zaczęłam uważać, że nawet dawanie klapsów dziecku jest raczej niewłaściwe (choć absolutnie nie uważam ich za znęcanie się), o tyle nie zgadzam się z panem GPS, który twierdzi, że wszelkie nagrody i kary są złe, gdyż stanowią formę tresury. Czy to się nam podoba czy nie, pewne zachowania należy wpoić maluchowi właśnie na zasadzie „wdrukowania” ich do jego umysłu, tak jak się „wdrukowuje” konkretne zachowania do umysłu psa. Dlaczego? Albowiem sensu niektórych zachowań dziecko na początku swojego życia nie pojmie. Ba! Sens niektórych zachowań przyjętych w danej kulturze jest mocno wątpliwy także z punktu widzenia dorosłej osoby. I osoba dorosła nierzadko się buntuje. Żeby utrzymać jako taki porządek w społeczeństwie, karzemy się i nagradzamy cały czas: karą może być ostracyzm towarzyski, a nagrodą – emocjonalne wsparcie. To są po prostu KONSEKWENCJE. Dziecko powinno zrozumieć, że chociaż ono samo może w wielu sprawach decydować (np. czy będzie posłuszne czy nie), to jego zachowanie przyniesie określone skutki.
Przyjrzyjmy się zresztą, jak wygląda rozwój moralności według Kohlberga:
Teoria rozwoju moralnego Kohlberga zakłada, że rozwój moralny przebiega na trzech poziomach: pre-konwencjonalnym, konwencjonalnym i post-konwencjonalnym. Każdy z tych poziomów jest podzielony na dwa etapy. Ważne jest, aby zrozumieć, że nie każdy człowiek przechodzi przez wszystkie etapy. Nie każdy też osiąga ostatni poziom rozwoju.
Stadium 1: Koncentracja na karaniu i posłuszeństwie
Stadium 2: Koncentracja na indywidualizmie lub hedonizmie
Stadium 3: Koncentracja na relacjach interpersonalnych
Stadium 4: Koncentracja na autorytecie i utrzymaniu ładu społecznego
Stadium 5: Koncentracja na umowie społecznej
Stadium 6: Koncentracja na uniwersalnej zasadzie etycznej
Dziecko, które dopiero wkracza na etap drugi czy trzeci, nie jest w stanie zrozumieć wartości pewnych zasad i przyjąć je do serduszka tak, jak przyjęło tatę czy mamę. Jego sumienie dopiero zaczyna się rozwijać. Dlatego samo tłumaczenie, dlaczego coś jest dobre lub złe nie wystarczy. Zastanówmy się, czy zdołalibyśmy przekonać dorosłego do zmiany zachowania, które on sam uważa za moralnie słuszne, na drodze logicznego rozumowania. W większości przypadków jest to niemożliwe. Żeby kogoś zmienić, trzeba wpłynąć na jego uczucia. Ale czy to wystarczy? Można i trzeba wzbudzać w dziecku określone uczucia, np. współczucie dla cierpiącego czy wstręt do przemocy. To jednak nie wystarczy. Dziecko łaknie akceptacji i miłości rodzica, to on jest dla niego autorytetem. Chce wiedzieć, czy jego rodzic coś pochwala czy gani. To naturalna ludzka potrzeba. Nawet dorośli ludzie potrzebują akceptacji społeczeństwa, przejmują się, co ktoś o nich pomyśli. Żeby mieć opinię publiczną gdzieś, trzeba osiągnąć etap szósty.
Kiedyś wydawało mi się, że jestem jedną z tych nielicznych „szóstek”. W dupie mam wszelkie religie, filozofie, ideologie, nie posiadam żadnych autorytetów moralnych, a przecież jakieś zasady mam. Prawda? A może jednak fałsz? Kiedy czytam o tym stadium że: „Teraz jednostka tworzy własne zasady etyczne. Są one kompleksowe, racjonalne i mają uniwersalne zastosowanie.”, to ogarniają mnie wątpliwości. Nie stworzyłam żadnego systemu etycznego, którego mogłabym się trzymać. Robię to, co czuję, co uważam za słuszne w danej chwili. Ani umowy społeczne, ani żaden z przeszłych systemów etycznych nie są dla mnie szczególnie istotne. Oczywiście kultura, media i opinie jakoś na mnie wpływają, ale to już nie jest zależne ode mnie.
Jak więc wychowam dziecko? Według jakiego wzorca? Mam dwie opcje. Pierwsza, to wdrukowanie mu podstawowych zachowań, które JA uważam za słuszne, a potem niech się samo rozwija, niech samo szuka swojej drogi. Druga, to zainteresowanie go w starszym wieku „Księgą duchów” A. Kardeca, którą uważam za znacznie lepszy drogowskaz w osiągnięciu doskonałości moralnej niż np. Pismo Święte, którego zaleceń nie da się już (zawsze) przekuć w czyn i które wymaga szczegółowych objaśnień. Jeśli św. księga wymaga tłumaczenia, interpretowania, szukania sensu w tym, co mówi, jeśli przeciętny człowiek nie może jej nakazów i zakazów przenieść od razu w świat rzeczywisty, to ile jest warta dla kogoś, kto nie godzi się na żadnego pośrednika ani tłumacza między Bogiem a sobą?
A jak wy wychowujecie swoje dzieci?
Miłośniczka przyrody, wierząca w Boga (po swojemu) antyklerykałka, obyczajowa liberałka. Lubię słuchać audiobooków, pisać na Salonie, rozmawiać z ludźmi w Necie. W życiu realnym jestem odludkiem, nie angażuję się społecznie, właściwie to po prostu spokojnie wegetuję, starając się jakoś uprzyjemnić sobie tę swoją marną egzystencję. Mało wiem i umiem, dlatego każdego, kto pisze sensownie i merytorycznie bardzo cenię. Z kolei wirtualne mądrale, które wiedzą jeszcze mniej ode mnie, ale za to uwielbiają kłótnie i nie stronią od ad personam, traktuję tak, jak na to zasługują.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości