8 marca 2019, Gdańsk, restauracja Żuraw. Dzień Kobiet.
Po spacerze w dniu takim, postanowiliśmy zjeść coś obiadowego. Wybór padł na to miejsce. Ani zewnętrzne ani wewnętrzne miejsce zbytnio nie przyciągało. Prosto zbyt prosto, żeby w prostocie była siła.
Zaczęliśmy od zupy. Staropolski żurek na wędzonce z borówkami. Bezsmaku i wyglądu. Coś tam pływało bezkształtne, bez rozpoznania co to jest. Kisiel o ohydnym kolorze. Ohyda i wstręt.
Drugie danie. Boczek z dzika z puree z dyni, warzywa palone. Mięso tak suche, że bałem się o jego samozapłon. Jedynie puree dobre i warzywa palone nawet bardzo.
Polędwiczka wieprzowa w sosie grzybowym kasza pęczak. Mięso przeciągnięte, odgrzewane iks razy, kasza i buraczki dość umiarkowanie dobre.
Podsumowanie. Nie polecam, szkoda czasu i pieniędzy. Brak poczucia estetyki i smaku. Jedynie co zapamiętałem, to głośna obecność personelu. Ogólnie wstręt.
Inne tematy w dziale Rozmaitości