Jak po bombach.
Co prawda, wszyscy u nas kibicują makaronom w heroicznym boju z kolejnym eksperymentem rasowym kraju, znanego z bogatej tradycji w tej materii, ale na kortach Wimbledonu zaczęły się dziać rzeczy coraz ciekawsze.
Odpadnięcie parę dni temu Muguruzy nie uznałem za nic wielkiego, bo ta dziewczyna, przynajmniej dla mnie, nie walczy z rywalkami, tylko z WADA. A po triumfie na RG współczesne procedury, które tropi ta organizacja (to już od dawna nie jest budowanie masy mięśniowej, tylko wydolność, wydolność, wydolność), prawdopodobnie nie pozwalają na zbudowanie dwóch "szczytów formy" w tak krótkim odstępie czasu i przy tak młodym wieku.
Dzisiaj jednak odpadł Novak i to z Samem Querreyem, czyli z zawodnikiem trzeciego, albo czwartego rzutu czołówki, i to już trzeba uznać za wielką sensację. Tylko, że chyba ktoś kiedyś musiał w końcu pokazać, że jest człowiekiem.
Ale najważniejsze, co się dzisiaj stało, to autentyczna eksplozja formy Agnieszki Radwańskiej, o której aż się boję myśleć i pisać.
20-letnia Katerina Siniakowa to nie jest żaden ogórek. Moim zdaniem jest to dziewczyna co najmniej o klasę lepsza od 18-letniej Any Konjuh, która, jak jej przedwczoraj Aga podawała wolne piłki, to zaczęła w końcu trafiać. Zresztą, wygrywając z Caroline Garcią w poprzedniej rundzie, Czeszka zasygnalizowała, na co ją stać. I dzisiaj także grała naprawdę bardzo dobrze.
Tylko że Agnieszka wzniosła się na taki poziom, jakiego ja u niej nie widziałem od finałów w Singapurze, nie mówiąc już o w sumie bardzo słabym do tej pory, sezonie na trawie. Nareszcie dynamika, mocne piłki o wlaściwej długości, agresja i kreowanie gry, szybkość na korcie, żadnych sztywnych nóg i grania "pod górkę" i przez środek.
Ale to nie wszystko. Niektóre wymiany przy siatce były wprost bajeczne, piłka śmigała od rakiety do rakiety, nie dotykając trawy, wściekła i zrozpaczona Katerina dokonywała cudów, wyłapując czasem bardzo trudne uderzenia. Na próżno. Na końcu zawsze czekała rakieta Polki. A ostatni, kończący mecz passing shot, zagrany z mocnego, wyrzucającego Agę do samego rogu, forhendu Ceszki, i mijający rozpędzoną rywalke po krosie to po prostu majstersztyk, wreszcie przypominający o talencie, z jakim mamy do czynienia.
Teraz jest już tylko jedno pytanie, Czy Agnieszka potrafi utrzymać tę formę, która wystrzeliła trochę z niczego, powtarzam, do tej pory wszystkie jej mecze na trawie to była, większa lub mniejsza męczarnia, do 9 lipca?
Bo jeśli tak...
Najbliższe spotkanie z Dominiką Cibulkovą.
Inne tematy w dziale Sport