Na tych mistrzostwach, rzecz jasna.
Zaraz się zacznie, że w sumie dobry mecz, remis z mistrzami świata, i tak dalej. A mnie to spotkanie wkurzyło, jak mało które. Gebelsy grali coś ledwie wystającego sponad padaki, a u nas? Milik dwa razy 200%, i nie trafia w piłkę, jak ciężarna panna młoda, Lewandowski co najmniej jedna setka, i czeka, aż może wpakować piłkę w nogi obrońcy. To kto ma te bramki strzelać?
I jeszcze niezawodny Nawałka, z jego umiłowaniem Grosickiego, Peszki i tym podobnych, sprawnych umysłowo inaczej, usuwający z boiska jednego z najlepszych w naszej drużynie, Błaszczykowskiego.
Jechaliśmy na te mistrzostwa w strachu (widać go było przez pierwsze pół godziny), ale możemy z nich wyjeżdżać w jeszcze gorszym nastroju. W poczuciu zmarnowanej szansy. Te wszystkie gwiazdy w innych zespołach, z których większość błyszczy nie na nieboskłonie, ale światłem odbitym w kałuży, to jest okazja, która się może nie powtórzyć.
Ale czy to dociera, dotrze, do Nawałki i zawodników?
Inne tematy w dziale Sport