karlin karlin
676
BLOG

Tal Wilkenfeld, czyli z cienia - "Under The Sun"

karlin karlin Kultura Obserwuj notkę 2

Tal Wilkenfeld, objawienie elektrycznego basu 2007 r. W wieku 21 lat pierwsza, jedyna do tej pory plyta, i rozpoczęcie kariery u boku największych sław rocka i jazzu. A ta jazda górską kolejką zaczęła się na dobre prawdopodobnie tego dnia w Chicago, gdy krótkie solo na basie w utworze otwierającym występ Jeffa Becka zachwyciło nie tylko wybitnych, starszych kolegów z zespołu, ale porwało 40 tysięczną widownię na stadionie festiwalu Crossroads 2007.



Polecam zresztą posłuchanie całego koncertu Becka z tego festiwalu. Pół godziny znakomitej muzyki, ukazującej rzadko spotykaną, muzyczną chemię między basem a gitarą (warto zwrócić uwagę zwłaszcza na jej grę w "A Day In The Live").

Tal zauroczyła wszystkich talentem, radością gry i odświeżającą "klasyką" stylu, dbaniem o melodykę oraz harmonię i unikaniem, tak nużącej i drażniącej (w nadmiarze), a tak przeraźliwie w ostatnich latach modnej, basowej "stukotaniny", czyli slappingu i tappingu.   

Trudno się więc dziwić, że na następne parę lat została podstawową basistką największego być może "śpiewaka gitarowego" wszechczasów, Jeffa Becka. I jak on sam powiedział po ostatnim, wspólnym występie dwa lata temu w Sao Paulo - przedstawiając ją oraz perkusistę, Vinnie Colaiutę - członkiem jego "dream teamu".



image

Ale nie tylko Jeff Beck. Lista muzyków, z którymi grała, na koncertach oraz na płytach, jest długa, i zawiera takie nazwiska i firmy, jak Hancock, Corea, Prince, Lee Ritenour, Allman Brothers Band, Toto, Marcus Miller, Victor Wooten i wielu, wielu innych.

Potem były próby rozpoczęcia kariery solowej i nadszedł rok 2016. Do USA na wielkie tourne, związane z 50-leciem istnienia, wybrali się The Who. Tal, jak to zrobiła już kiedyś, wysyłając demo swojej solówki do jego utworu Hancockowi, napisała do Pete Townshenda, i przesłała mu parę nagrań piosenek, nagrań, w których występuje także jako wokalistka, pytając, czy jest szansa, aby otwierała ze swoim zespołem koncerty The Who. No i zachwycony tym, co usłyszał Pete się zgodził. Mimo że, podobno, w pierwszej wersji wstępem do The Who miała być Joan Jett & the Blackhearts, znana jako Godmother of Punk... 

I w ten oto sposób Tal przeniosła się z drugiego planu, zawsze w cieniu wielkiej gwiazdy, z rzadkimi, krótkimi chwilami basowych solówek dla siebie, na pierwszą linię estradowej wojny o aprobatę słuchaczy i widzów, jako śpiewająca liderka swojej kapeli.  

A teraz fragmenty jej występów z tej właśnie trasy (27 II - 29 III). Dwanaście koncertów z The Who oraz siedem własnych występów, w mniejszych salach. Wybrałem nagrania najlepsze pod względem jakości dźwięku, z dostępnych w sieci.









Głos, z tego co zdołałem przez te kilka tygodni, w nie najlepszych przeważnie nagraniach wysłuchać, nie zawsze tak pewny, jak jej bas, a na pewno nie tak porywający i wirtuozerski, ale momentami - proszę posłuchać powyższych piosenek, zwłaszcza finału, zaśpiewanej przy akompaniamencie gitary basowej, pięknej ballady  “My Restless Heart” (druga część video "Tal Wilkenfeld Opens for The Who") - tak przejmujący, że wręcz znakomity. 

A estradowa prezencja? No cóż, poza urodą, headbanging z taką grzywą...:)

I cieszę się, że sięgnęła po bass z pudłem rezonansowym, bo to nowe, bardziej zbliżone dio kontrabasu brzmienie. Jego mistrzem był i jest Jack Cassady (Jefferson Airplane, Hot Tuna), jeden z moich ulubionych, "starych" wirtuozów tego instrumentu.

Czy powinna trzymać się swoich, chyba przez nią faworyzowanych, z lekka psychodelicznych, rockowych ballad, czy - jak sugerował jeden z zakochanych w jej basie recenzentów - pójść tropem, znającego różnicę między swoimi możliwościami basisty i kompozytora, a wokalisty, Jacka Bruca, poczynając od coverów "Cream"? Nieważne. Będzie wiedziała, co robić.

Byleby pamiętała, że u niej najpiękniej "śpiewa" bas, a głos najbardziej dojmująco wykrzykuje emocje.

"Phil Neale:

There seems to be a great surge in singer songwriters at the moment, anyone really catching your ear ?

David Crosby:

Becca Stevens,Marcus Eaton, Snarky Puppy, Tal Wilkenfeld" 

No to dość marudzenia i czekamy na tę płytę, zapowiadaną na tegoroczne lato, która powinna się pojawić już dawno. A na pewno przed ostatnimi występami, zwłaszcza solowymi. Przecież poprzednią nagrała dziewięć lat temu! Nie uwierzę, że ktoś, kogo wychwala Townshend, David Crosby, albo komu na FB wpisuje się Keith Richards, żałujący, że nie mogł być na jej koncercie, bo mu się chałupa spaliła (która to z kolei?), musi zbierać pieniądze na płytę w Internecie. Albo że wytwórnia nie da jej pełnej swobody przy doborze i obróbce materiału.

Bo właśnie brak tej płyty powodował, że na występy przychodzili ludzie pamiętający ją wyłącznie jako kompozytorkę i basistkę z jej jedynego, instrumentalnego produktu - "Transformation" (2007) i z koncertów z gwiazdami rocka i jazzu. I wielu z nich było pewnie solidnie zdziwionych, a nawet zawiedzionych, że zamiast damskiej wersji Snarky Puppy i solówek na basie, ona zaczyna śpiewać. A taka, "pomylona" widownia, może solidnie zdeprymować.

No i już na koniec. Mam nadzieję, że nie zapomni od czasu do czasu zagrać także z tymi wielkimi. Bo to jest zawsze uczta dla ucha, a szczerze manifestowany entuzjazm, z jakim oddaje się muzycznej "kolaboracji" z nimi, jest niesamowicie zaraźliwy.

karlin
O mnie karlin

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Kultura