Mimo medialnego hałasu, mimo pomstowania, przestróg i ostróg, wbijanych w boki banksterskiej chabecie, światowa renoma polskiej gospodarki, mierzona wskaźnikami uznawanymi przez samą banksterkę, wciąż rośnie.
Mimo starań, podejmowanych choćby przez sławną firmę Standards & Poor`s, której drugiej obniżki jakiegoś tam ratingu wobec Polski nikt już, a zwlaszcza rynki finansowe, nawet nie zauważył. Czekam na zmianę tonu propagandowego wrzasku polskojęzycznej "opozycji", w którym na pierwszy plan trafią opowieści, że "mimo rządów PIS" boskie osiem poprzednich lat wciąż działa. I tak dalej.
Przed pierwszym, ratingowym "atakiem" S&P, czyli 15 stycznia, euro kosztowało 4,34 PLN. Kurs skoczył do prawie 4,5. Wrócil do poziomu sprzed preparacji "agencji ratingowej" już pod koniec lutego, a obecnie plasuje się w okolicach 4,32. Bardzo szybko "zazieleniła" się także polska gielda. No i najważniejsze - ostatni przetarg na polskie obligacje skarbowe przyniósł pełny sukcres. Wyraźna nadwyżka popytu, która pozwoliła na sprzedaż po cenach powyżej rynkowych, zgoda kupujących na ofertę, w której dominowały obligacje długoterminowe, to wszystko dowodzi, że opinie o polskiej gospodarce, oraz o jej przyszłości są wśród inwestorów - krajowych i zagranicznych - korzystne.
Naprawdę, Polska to nie Grecja, na przyklad pod względem wielkości i rangi dla zaangażowanego tutaj, niemieckiego kapitału. Każdy, większy atak na polską gospodarkę, czy tak zwane "zwijanie interesów", to ryzyko trudnych do oszacowania, zwlaszcza w dłuższym okresie, kosztów. Tym bardziej, że banksteria ma na głowie inne, poważniejsze problemy o charakterze globalnym. Jasne, gdy te problemy zamienią się w jakiś kataklizm i nas może trafić, ale na razie wygląda na to, że Polska jawi się im jako ostoja stabilności i niezłych perspektyw, na przykład w kontekście kolejnych, przewalających się przez inne kraje europejskie, fal "uchodźców", co my powinniśmy wykorzystać do maksimum.
Jako szansę na maksymalne uwolnienie się z zależności od ich dobrych lub złych opinii.
Choćby poprzez systematyczną redukcję deficytu budżetowego już od przyszłego roku i poważną restrukturyzację naszego długu w kierunku zwiększenia w nim udziału inwestorów krajowych (może nawet dopuszczenie NBP do zakupu obligacji na rynku pierwotnym?).
No dobra, ale może te opinie są tak dobre dlatego, że banksteria jest spokojna o swoje, zasadnicze i długofalowe interesy w Polsce, co wcale nie musi oznaczać, że to, co dobre dla nas teraz, dobrym się okaże po latach?
Odpowiedź na to pytanie uzyskamy dość szybko, w ciągu najbliższych kilku, kilkunastu miesięcy. Jeśli nadal będzie rosła ściągalność podatków i dochody budżetowe, jeżeli szybko powstanie Polska Grupa Finansowa, stymulująca swoją polityką banki zagraniczne do "cywilizowania" ich zachowania na polskim rynku, prowadzącego do praktycznego zrównania praw polskich klientów z zagranicznymi, oraz stymulujące, dzięki skali działania, polski przemysł, polskie koncerny na bazie spółek skarbu państwa, jeżeli wladze odważą się na pomoc dla frankowiczów (wystarczy wyegzekwowanie od banków obowiązującego prawa), to będziemy mogli mieć nadzieję, że spokój banksterii to zimna kalkulacja byłego kolonizatora, zdającego sobie sprawę, że powrót do starych, dobrych czasów byłby zbyt kosztowny. O ile w ogóle by się udał. I że w takiej sytuacji lepiej ze startującym do nowego, wyższego poziomu rozwoju zyskać, niż podstawiając mu nogę, stracić.
Inne tematy w dziale Polityka