Albo to będzie największa bomba po 1989 r., przy której Lista Macierewicza to tylko spis szatniarzy i kamerdynerów, albo...
Co oni chcą tym przykryć? Jak dziurę wywatować, jaki swąd, który już się rozchodzi lub wkrótce rozejdzie, przytłumić?
A może chodziło jedynie o to, aby "prokurator IPN wraz z policjantami" wkroczył do domu Kiszczaka i odpowiednie dokumenty "zabezpieczył"? Tak, że do archiwów IPN trafi tylko to, co ma tam trafić. I bardzo jestem ciekaw, kto oraz na jakiej podstawie podjął takie działania?
Czy są paragrafy, pozwalające na wejście do prywatnego domu i przeszukanie go w celu odnalezienia kilkudziesięcioletnich papierów, których znaczenie prawne już się kilkukrotnie przedawniło? Czy wiedział o tym szef MSWiA, właściwi ministrowie, premier?
OK, wszystko jasne. Zgodnie z art. 28 ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, "każdy, kto bez tytułu prawnego posiada dokumenty zawierające informacje z zakresu działania Instytutu Pamięci, jest obowiązany wydać je bezzwłocznie Prezesowi Instytutu Pamięci".
Bo w to, że towarzyszką życia Czesława Kiszczaka, szefa komunistycznej bezpieki, przez kilkadziesiąt lat była osoba, która po jego śmierci próbuje sprzedać, nie mający już większego znaczenia świstek papieru komuś, kto - o czym wie małe dziecko - nie może go kupić, nie uwierzę.
Prędzej w to, że wykorzystując chaos w policji i fakt, że tak w IPN, jak i w służbach PIS jeszcze wszystkiego, jak należy, nie ogarnął, właśnie przejęto prywatne archiwa Kiszczaka.
A ktoś, kto jak Cenckiewicz wierzy, że zaraz staną się one dostępne dla badaczy i historyków, oraz że wszystko, co zostało wyniesione, trafi na półki w IPN, jest chyba ciężkim idiotą. Bo to by oznaczało, że Kiszczak gromadził w swoim sejfie nic nie znaczące szpargały, kilka świstków o Bolku, Lolku i numerze butów Michnika.
A Czesław Kiszczak idiotą z całą pewnością nie był.
Inne tematy w dziale Polityka