Jak donosi niezawodny w przyjaźni, nie do tylko do Polski, ale wyjątkowo szczery "Frankfurter Allgemeine Zeitung" - "W piatek ambasadorzy Niemiec w Pradze i Bratysławie poprosili o wyjaśnienie celu i programu spotkania krajów grupy wyszehradzkiej w Pradze. Jak stwierdził premier Słowacji, Robert Fico, Niemcy oficjalnie zaprotestowali w MSZ Słowacji przeciwko samej idei tego szczytu. Inaczej mówiąc, zażądali, żeby go odwołać".
Jak widać, potomkowie wszystkiego, co w historii Niemiec najlepsze, coraz szybciej tracą nerwy i poczucie rzeczywistości. Ciekawe, że nie zaryzykowali takich wizyt i protestów ambasad w Budapeszcie i Warszawie. Być może odwiodły ich od tego między innymi niedawne "trzy minuty" ich przyjaciela, Andriejewa.
Nawet największa potęga politpoprawnych, lewackich, światowych mediów nie będzie już wkrótce w stanie przykryć faktu, że sama idea Unii Europejskiej na naszych oczach po prostu się wali, odsłaniając stara, znaną i zardzewiałą konstrucję kolonialnego imperium. Imperium, w którym właśnie mamy do czynienia z ruchami narodowowyzwoleńczymi. W wersji tyleż złagodzonej, przynajmniej do tej pory, co momentami wręcz groteskowej. Jak wojny burskie na ulicy Czerskiej.
Zadziwiać może w tej sytuacji jedynie przywiązanie niektórych do samej idei "ulepszonego" imperium o "ludzkiej twarzy". Wygranie w takiej walce czegoś, o co bić się warto, zależy bowiem po pierwsze od żelaznej dyscypliny choćby Grupy Wyszehradzkiej, a oprócz tego od lojalności tak słynnego z tej cechy w naszej historii sojusznika, jak Wielka Brytania. Na ewentualnych następców Merkel w Niemczech nie radziłbym liczyć. Oni też będą się chcieli przede wszystkim pozbyć problemu "uchodźców", a rozbudzanie nienawiści do Polski, i to na coraz większą skalę, już się w Niemczech zaczęło.
Inne tematy w dziale Polityka