Bez najmniejszej żenady, publicznie i demonstracyjnie akceptuje rosyjską aneksję tego regionu.
A obecne Ministerstwo Spraw Zagranicznych nazywa - na piśmie - "polskim".
Mimo wszystko, rzadko spotykana, publiczna demonstracja wierności obcemu mocarstwu i pogardy dla własnego kraju. Nazywana w naiwnie cywilizowanych krajach - zdradą stanu.
Starcza degrengolada, mówiąc wprost - postępujące zidiocenie, czy coś innego?
Na przykład kolejny "obrońca demokracji", wbrew pozorom, dokładnie takiej samej, o jaką walczą wczorajsi, spod znaku Michnika-Kalisza-Schetyny-Petru, tylko "chronionej" przez drugiego gwaranta, zaczyna wierzyć, a może nawet wiedzieć, że już wkrótce zbawienie nadejdzie i z tamej strony?
Wierzyć sobie oczywiście mu wolno i w święty, wolny rynek, albo w ducha własności, strzeżonego przez Jego Ekscelencję Władimira, czy inną, charakterystyczną dla niego, brednię, ale jeśli cokolwiek wie...
To może warto się go o to zapytać?
Inne tematy w dziale Polityka