Media zachłystują się Adrianem Zandbergiem, człowiekiem, który dzięki tak świeżemu podejściu do komunizmu, jakby się urodził wczoraj, i o tym co było, nie ma najmniejszego pojęcia, zaskoczył wszystkich podczas debaty, niezwykłym wręcz entuzjazmem w głoszeniu jego idei.
I na tle wariujących, jak zwykle, Pawła i Janusza oraz starającej się nie wypaść z godnej i nudnej roli "poważnych polityków" reszty, zwrócił na siebie uwagę, zaliczając co najmniej pierwszą, byłą bazę wojsk radzieckich. Zwłaszcza wobec swojej, ideowej koleżanki o nieruchomym spojrzeniu.
Oczywiście, spójności i bratniej solidarności owej, czerskiej lewicy nic i nigdy nie zakłóci, patrz obrazek poniżej, ale nadmiar pomysłów bywa czasem gorszy od ich braku.
Bo warto sobie uzmysłowić, że tzw. Zjednoczona Lewica jest koalicją, która, aby znaleźć się w Sejmie, musi przekroczyć próg 8% głosów. Wedle obecnych sondaży, mimo że jest trzecią siłą, po PIS i PO, przekracza go jedynie o 2-4%, czyli już niebezpiecznie blisko statystycznego błędu szacunku. A co będzie, gdy rozradowany pracownik ojca Barbary Nowackiej te 3-4% ZL zabierze?
Najprawdopodobniej w pierwszej kolejności straci pracę, ale - co gorsza - może się okazać gwoździem do trumny III RP, dając PIS samodzielną, bezdyskusyjną większość parlamentarną.
Oczywiście, młyny na Czerskiej mielą powoli, a wizje Nadredaktora sięgają pokoleń, ale choćby powyższy przykład wskazuje na to, że po fazie niszczenia przy ich pomocy Polski, nadszedł chyba okres - z braku innych rzeczy do dewastacji - samodestrukcji.
I chwała Bogu.
Inne tematy w dziale Polityka